sobota, 10 lipca 2021

Świadectwo

 ... Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Mt 10, 32- 33

 Słowa z dzisiejszej Ewangelii są dla mnie zachętą, aby podzielić się publicznie moim doświadczeniem spotkania z Jezusem... Wspierana przez przyjaciela, aby prowadzić bloga, początkowo z niechęcią o tym myślałam, ale wewnętrzny głos nalegał, aby go posłuchać... Niesamowite jak ułatwił mi to zadanie, pokazał innego bloga, w którym osoba dzieliła się swoją pasją i zainteresowaniami na różnych blogach, które prowadziła. Na nowo uczę się obsługi blogera, idzie mi to opornie, ale mam nadzieję, że wkrótce nie będzie mi to zajmowało tak wiele czasu jak obecnie... Nie wiem jeszcze jak będzie on docelowo wyglądał, o czym będę pisała, chciałabym, żeby to Duch Święty był tym, który będzie mnie prowadził, bo nie chcę pisać dla samego pisania, ale żeby to w jakiś sposób przyczyniło się do bliższego poznania Jezusa Chrystusa przez innych, do nawiązania z Nim osobistej relacji i zobaczenia, że wiara w Niego jest najpiękniejszą przygodą życia, która prowadzi do wiecznego szczęścia -zbawienia, na które nigdy nie jest za późno, dopóki człowiek żyje.

Urodziłam się w rodzinie katolickiej, jak to się mówi, wierzącej, niepraktykującej. Zostałam ochrzczona, posłana do I Komunii Świętej, ale  wiary z domu nie wyniosłam...Moi rodzice rozwiedli się gdy miałam dwa lata, wychowywałam się razem z dwoma braćmi, babcią i mamą, która ponownie wyszła za mąż. Obchodziliśmy święta Bożego Narodzenia i Wielkanocne, ale do Kościoła nie chodziliśmy, nie widziałam też, aby ktoś z moich domowników się modlił, rosłam jak poganka. Pamiętam, że pacierza uczyła mnie  babcia od strony taty, gdy byłam u niej na wakacjach, modliłyśmy się razem przed snem, a w niedzielę razem z dziadkiem szliśmy do Kościoła,... Na religię przestałam chodzić gdy byłam w szóstej klasie podstawówki, powróciłam w drugiej liceum, gdy poznałam chłopaka, dla którego wiara była bardzo ważna, wychował się w religijnej rodzinie i szukał dziewczyny, która wierzy w Boga, a koleżanka zapytała czy nie chcę pójść do bierzmowania... To był pierwszy poryw serca, w którym poczułam, że Bóg mnie pociąga ku sobie, rok przemiany, życie sakramentalne a później powrót do tego co stare, do grzechu, który odciągał od Kościoła... Gdy chłopak później został  moim mężem, urodziły się nam dzieci, zaczęliśmy uczyć je modlitwy, chodzić do Kościoła, ale do sakramentów, od chrztu do chrztu... Znowu wkradła się jakaś rutyna w wierze, powierzchowność, letniość... Dopiero przy  Pierwszej Komunii Świętej naszej najstarszej córki , gdy wypadałoby pójść do spowiedzi, zbliżały się Święta Wielkanocne, zaczęliśmy się zastanawiać jaką wiarę tak naprawdę my chcemy przekazać naszym dzieciom skoro uczymy, że w Eucharystii jest żywy Chrystus, a my się Nim nie karmimy... Zwlekaliśmy ze spowiedzią do ostatniej chwili, ja miałam chwile zwątpienia i chciałam odpuścić, ale mąż był tym , który mnie wspierał, pojechał razem ze mną do innej parafii, bo nie chciałam iść do spowiedzi do naszego proboszcza... W tej parafii były wtedy rekolekcje, prowadził je egzorcysta z Białorusi, siedziałam w kolejce do konfesjonału i czekałam na księdza, który przyjdzie, aby spowiadać... Jak wspomnę, zabawne było to, kiedy zobaczyłam, że nasz proboszcz przyjechał aby pomóc przy spowiedzi, we mnie pojawiła się panika, że jak usiądzie do tego konfesjonału, do którego ja czekam, to nie pójdę... Skierował swoje kroki do innego, a z tamtej kolejki wyskoczyła jedna pani z mojej parafii, która przysiadła się do mnie, bo też nie chciała spowiadać się u  naszego proboszcza...

To była najdłuższa Msza na jakiej byłam, ale nauka, która płynęła, trafiała do moich uszu, do serca  tak jakbym pierwszy raz słyszała takie treści w Kościele... Wzięłam bardzo na poważnie słowa tego rekolekcjonisty , który  zachęcał, aby w Wielką Sobotę odnowić przyrzeczenia Chrzcielne, z taką właśnie chęcią oddania się Jezusowi, chęcią życia Jego nauką, poznania Go... Czekałam na tę noc, całym sercem pragnęłam odnowienia swojej wiary i wtedy stał się dla mnie cud przemiany... Przez miesiąc chodziłam jak zakochana, modliłam się za każdą napotkaną osobę na ulicy, zaczęłam codziennie chodzić na Mszę świętą, czytać Pismo Święte, słuchać świadectw nawrócenia innych ludzi. I choć później ten stan nadzwyczajnej łaski, która mnie pociągała ku Jezusowi Chrystusowi minął i trzeba było podążać za Nim siłą własnej woli, pokonując słabości ludzkiej natury, nadal  interesowało mnie wszystko co związane z Bogiem, zapragnęłam lepiej poznać nauczanie Kościoła, zaczęłam czytać żywoty świętych. Od tamtej pory nic nie jest takie samo... To tyle na początek, ciąg dalszy nastąpi.


 

 

 

 

 

 

1 komentarz:

  1. Piekne swiadectwo,Ula.Powodzenia w prowadzeniu bloga.Niestety nie moge sluzyc Ci zadna pomoca,bo nie znam sie na tym,ale wierze,ze Pan Bog Cie pokieruje.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń