piątek, 2 lutego 2024

"Coś strasznego"

 

 
 

Wczoraj syn, po powrocie ze szkoły, przyszedł ze mną porozmawiać. Siedziałam przy stole, przeglądałam internet, a on mówi:
- Mamo, dzisiaj na lekcji przyrody mówiliśmy o czymś strasznym...
- O czym strasznym? 
- Nie wiem , czy mogę powiedzieć.
- No mów.
- O penisie i spermie... i jeszcze o innych rzeczach.
- To nie jest straszne, ale normalna sprawa, naturalna. 
- Ale takie dziwne nazwy,  i zaczął się śmiać gdy je wymieniał...
- Może dziwne wydaje ci się nazewnictwo, bo nie słyszysz go na co dzień, ale to jest język naukowy, tak się nazywają nasze narządy. To rodzice mówią potocznie, siusiak, pisiorek, są też nazwy wulgarne, których nie powinno się nadużywać, chuj, fiut, ale właściwa nazwa to właśnie: penis, pochwa, jądra, piersi... Dopytywałam o czym jeszcze się uczyli. 
-Czy pani mówiła o polucjach ( zmazach nocnych)?. 
 
Widać, że swoje skrępowanie przykrywał śmiechem, ale potwierdzał. Rozmawiali też o zapłodnieniu, w tym o metodzie in vitro. Opisywał mi co to są jądra, że sprawdzał kiedyś pod prysznicem, że to takie kuleczki, które się przesuwają...
 
To  była przyroda dla klasy czwartej... Mojej lekcji w dzieciństwie widać, że nie zapamiętał...😊

W tym dniu słuchałam też podcastu na temat celibatu, wypowiadał się szczerze jeden ksiądz, miałam przy tej okazji swoje  przemyślenia, ale nie zdecydowałam się wtedy ich przelać na papier. Dzisiaj, gdy szłam na Mszę, to jakby mnie olśniło, że mogę powiązać temat Ofiarowania Jezusa w Świątyni z życiem konsekrowanym, celibatem, moim własnym doświadczeniem i lekcją przyrody. Bóg stworzył kobietę i mężczyznę do małżeństwa, do tego aby byli płodni, to, że powołuje Bóg niektóre osoby do wyłącznej służby w Kościele, to nie znaczy, że one są pozbawione naturalnych instynktów, popędu płciowego, pożądania. Zapewne uczy się je jak sobie radzić z tymi naturalnymi impulsami, popędami, jak nad nimi panować. Nie wiem czego uczą w seminariach, w zakonach, mam tylko wyobrażenie, które jakoś przebijało się nie tyle z nauczania Kościoła, co poszczególnych kaznodziejów, że to co związane z seksem, erotyką to od złego pochodzi, że należy unikać różnych erotycznych wyobrażeń, zawczasu uciąć. Ta ciągła ucieczka jest strasznie męcząca, a człowiek, który tęskni za bliskością, czułością, przytuleniem, dotykiem ciągle boi się tego głodu, który nosi w sobie... W ten sposób można nigdy nie posmakować Bożej miłości, bo do lęku przed wyobraźnią, która go dopada dodatkowo podczepia się poczucie winy, że robi coś złego... Nie mówię, że nie należy unikać sytuacji, w których można polec w walce, ale mówię, że wszystko należy podać Bogu... 

Tu zapiski, które zrobiłam odnośnie tematu 😇 

10.12.2020 r., czwartek

Miałam doświadczenie, którym powinnam się podzielić. Waham się, nie chcę tego robić, wydaje mi się zbyt intymne, już dawno nie opisywałam takich doznań, ale wiem, że może być ważne dla kapłanów, pomocne tym, którzy czytali lub będą czytać moje zapiski. I wiem, że nie bez przyczyny tego doświadczam. Widzę jasno, rozumiem, a to mnie przekonuje o ważności tego czucia. Dotyczy zmysłowych obrazów, które pobudzają wyobraźnię. Nie
powinna ona przerażać jeśli prowadzi do Boga, spotkania z Nim, uwielbienia, ale dzieje się inaczej, bo zmysły pobudzają ciało, a reakcje są trudne do wytrzymania. U mężczyzn dosyć kłopotliwe ze względu na erekcję, możliwy wytrysk.
Przeglądałam zdjęcia publikowane przez osobę, którą obserwuję. Czasami zaglądam na profile osób, które polubiły dane zdjęcie, aby zobaczyć kim są, co publikują. I tak weszłam na profil jednej z osób, a tam zdjęcia w zmysłowych pozach roznegliżowanych kobiet , do tego różne szatańskie symbole. Wyszłam stamtąd, ale te obrazy pozostały w mojej głowie. Zaobserwowałam, że moje
ciało jest bardzo wrażliwe na to co widzi, czułam mrowienie narządów płciowych, narastało podniecenie.
Zaczęłam o tym mówić do Jezusa, przyzywać Go i Ducha Świętego, a odpędzać złego. W świadomości miałam, że Bóg otacza sobą całą przestrzeń.
- Jezu, widzisz jak moje ciało jest wrażliwe na te obrazy. Przepędź złego ducha. Kocham tylko Ciebie, chcę Ciebie uwielbiać, chcę być z Tobą zjednoczona, oczyść mnie, prowadź…
 
Wtedy zobaczyłam w wyobraźni mężczyznę, siedzącego przy biurku, myślałam o konkretnym, ale obraz był niewyraźny, mógł być dowolną osobą. Razem z obrazem słyszałam słowa, które były jego myślami ( słowami), sens ich był taki:
„ Boże, mam jądra jak kamienie, muszę opróżnić zbiorniki ( aby poczuć ulgę). Nie mogę się skupić na pracy”.
Wzywał Bożej pomocy, a ja miałam takie przekonanie, że on nie może się skupić przeze mnie. Widziałam siebie jak idę do niego siedzącego na krześle, siadam na nim okrakiem, obejmuję, a on tego chce. Tęskni za bliskością, spotkaniem, ale czas jest dla niego nie odpowiedni albo wyobraźnia urosła tak bardzo , że ciąży. Odczuwam całą sobą tę „mękę”. Podniecenie narasta do takich rozmiarów, że jest trudne do zniesienia. Ogień, którego nie można powstrzymać. W takim momencie przychodzi pokusa, że jedyną pomocą jest masturbacja. Przychodzi też druga zaradcza myśl, żeby zacząć coś robić co zmęczy fizycznie, odciągnie od tych myśli i skupieniu na nich. Nie chcę ani jednego, ani drugiego. Te myśli są jakby gdzieś obok mnie, jakby nie były rozwiązaniem dla mnie. Ja nadal trwam w Chrystusie, z Nim rozmawiam, to Jego chcę kochać i poddawać się Jego prowadzeniu, a On podpowiada, aby tę energię zmysłowego ciała skierować do wewnątrz, wykorzystać do zjednoczenia z Nim. Nie chcieć zaradzić problemowi po swojemu, ale z Bogiem.
Całe to podniecenie przenieść na pragnienie obcowania z Bogiem, kochania Go, oddawania Mu siebie. Tu przychodzi zgoda na poddanie Mu tego co fizyczne w nas, swoich zmysłów, wyobraźni, seksualności. Kiedy nie spinam się w walce czuję jak od strony łona strumień energii gwałtownie przemieszcza się ku górze,
nie można go pomieścić w sobie. Ciało się pręży, wygina w łuk, aż przechodzący impuls sięga głowy. Następuje rozluźnienie, ulga, błogość, pokój, radość, miłość. To można porównać do głębokiego orgazmu jeśli chodzi o odczuwanie.
Nie jestem mężczyzną i nie wiem czy ten duchowy „orgazm” prowadzi u nich do wytrysku. Myślę, że może, ale nie musi.
Kiedy rozmawiałam z Jezusem leżałam, taka pozycja jest dla mnie najbardziej komfortowa na spotkanie z Bogiem, nic mnie dodatkowo nie rozprasza, nie męczy pozycja ciała. Ale miałam podobne doświadczenie kiedy siedziałam, stałam i w tej ostatniej pozycji, kiedy ten impuls przechodził przez ciało, musiałam się trzymać czegoś, aby nie przewrócić. Później i tak kierowałam się do łóżka, aby rozkoszować się Bogiem. Z czasem nauczyłam się rozpoznawać
Jego przyciąganie, to wewnętrzne poruszenie, które przyzywało a ja szukałam wtedy samotności.
Całe dzisiejsze doświadczenie wydaje mi się ważne. Wszystko co do tej pory słyszę o sobie, moim pośrednictwie w zjednoczeniu z Chrystusem, nabiera dla mnie większego sensu. Bóg daje mężczyźnie stosowną pomoc, daje siebie w wyobrażeniu kobiety, aby mogło dokonać się pełne zjednoczenie. Człowiek, który rozwija swoją relację z Bogiem dochodzi do momentu miłości oblubieńczej, a w niej zaangażowane jest całe ciało i cała dusza. Tam jest cała
prawda, którą człowiek wyraża, tam jest wolność. Jego miłość we mnie, słowa, zachęta, ma tylko ułatwić im to całkowite oddanie Bogu. Nie o fizyczność w niej chodzi, choć ją najtrudniej jest nam Mu poddać. Ja się tylko poddaję tej Miłości i oddaję to co otrzymuję. Kocham, pragnę, tęsknię, cierpię. Odczuwam tę miłość również zmysłami. Uczę się siebie i ich rozumieć.
Myślałam ostatnio, że zbyt długo czuję miłość, radość, jakbym chodziła w chmurach, wiedziałam, że to się skończy, cieszyłam się tym szczęściem, ale wyczekiwałam krzyża, cierpienia, bo to jest taka prawidłowość, raz na górce, a raz w dołku…
I właśnie dzisiaj wieczorem Światło, które do mnie przyszło, pokazało mi rzeczywistość, która była bolesna. To było tak jakby Bóg pozwolił złu dotknąć moich myśli, a te poruszyć emocje, zranić serce, przeszyć duszę. Wszystko jest po coś. Kolejny krok wiary, zaufania Bogu, nauka człowieka, jego słabości i
poczucie osamotnienia, niezrozumienia.


 
 
 

niedziela, 16 lipca 2023

Cierpliwie czekać

 


Zaiste, podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa.
(Iz 55,10-11) 

 Dzisiejsza Ewangelia o Siewcy i ziarnie, którym jest Słowo Boże, które pada na różny grunt odsyła mnie do refleksji, które czytałam na ten temat, dlaczego słowo, które sieje siewca, nie przynosi owocu, ludzie odchodzą od Kościoła a nauczanie wydaje się nieskuteczne... Porównuję to wszystko z własnym doświadczeniem i nie widzę w tym nic dziwnego, że człowiek jest chwiejny, sama taka byłam, gruntem skalistym, na którym Słowo nie miało jak się ukorzenić... A jednak Siewca posiał swoje ziarno i we mnie, i cierpliwie czekał, aż stanę się glebą bardziej żyzną...  Boża troska o to ziarenko była przeze mnie niezauważana a jednak z perspektywy czasu widzę, że oka ze mnie nie spuszczał. Kolejni świadkowie wiary, którzy pojawiali się na mojej drodze byli tymi, którzy pomagali Mu pielęgnować to poletko i ciągle na nowo odnawiać pamięć Jego Słowa zasianego w młodości. .. Byli jak kroplówka, która co jakiś czas nawodniła organizm aby nie umarł, rzucając kolejne słowo i na pewno nieświadomi swojego wkładu w moje nawracanie się i rozwój. Dopiero otwarcie na Ducha Świętego wlało życie we mnie, uzdrowienie było zauważalne przeze mnie i natychmiastowe. A głód Boga, ciekawość Kim jest, jaki jest pociągał nieustannie do szukania wiedzy o Nim, poznania lepiej nauczania Kościoła , w którym ten Bóg dał mi się skosztować...  

Bardzo prawdziwe są dla mnie teraz słowa Izajasza z pierwszego czytania, że słowo, które wychodzi z ust Jego nie wraca do Niego bezowocnie dopóki nie spełni swego posłannictwa... Siwca sieje i cierpliwie czeka tak jak było wieki temu, tak i teraz, ten sam, niezmienny...

Napisałam też kiedyś list do jednego księdza, który stanął na mojej drodze, bez zbędnych pytań otworzył mi drogę do Sakramentu bierzmowania, to był ważny etap w moim życiu, bo na nowo poczułam się przyjęta do wspólnoty Kościoła, ważne było też pośrednictwo koleżanki, bez jej pytania czy chcę i że zapyta księdza czy mogę przyjść, dalej byłabym poza Kościołem...

24.10.2017 r.

 Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,

Od kilku miesięcy powraca do mnie myśl o księdzu Januszu Gajewskim, którego noszę w swoim sercu i ciepło o nim myślę, mam nadzieję, że list ten kieruję do odpowiedniej osoby.
Przeglądałam kiedyś na stronie archidiecezji wrocławskiej datę święceń kapłanów i nad nazwiskiem mojego obecnego proboszcza widniało nazwisko Księdza, zapytałam go czy jest
ksiądz tym, którego szukam, wysłał mi wtedy link do strony w Szczepanowie.
Nie sadzę żeby mnie Ksiądz pamiętał.
W 1990 roku w parafii p.w. św. Maurycego we Wrocławiu był Sakrament bierzmowania, pozwolił Ksiądz, aby zbłąkana owca, która była daleko od Kościoła przystąpiła do tego
Sakramentu. Zaczęłam wtedy chodzić do Księdza, po kilku latach przerwy, na lekcje religii, później religia weszła do szkół i uczył mnie Ksiądz w XIII liceum. Nie pamiętam dzisiaj nauki,
którą wyniosłam, ale pamiętam Księdza życzliwość i uśmiech, nie tylko na ustach, ale również w spojrzeniu, który pobudzał mnie do nowej gorliwości w odkrywaniu Boga.


Ziarno jednak padło na grunt skalisty, nie zapuściło korzeni. Zabrakło wytrwałości i wiary, aby z taką samą gorliwością trwać nadal przy Bogu. Świadomy wybór życia w związku
niesakramentalnym, oddzielał mnie od Niego, a niepogłębiana wiedza uleciała. Kiedy przyszło zawrzeć związek małżeński, nastąpił ponowny powrót, były łzy, obiecywanie Bogu poprawy i pokój, który zagościł w moim sercu, a później zwyczajna letniość, spowiedź od chrztu do chrztu kolejnego dziecka. Zwyczajna obrzędowość, niedzielna Msza święta, klepanie z dziećmi paciorków, choinka, „ święcenie” jajek, ot powierzchowna religijność.
Sakrament Pierwszej Komunii Świętej najstarszej córki był czasem w naszym małżeństwie kolejnego dokonania wyboru, zastanowienia się jaką wiarę jej przekazujemy, kiedy sami nie
korzystamy z sakramentów i postanowienie pójścia do spowiedzi. Pojechaliśmy do sąsiedniej parafii, sama spowiedź nie była jakaś szczególna, ale otworzyła moje uszy na słowa, które
kierował do nas ksiądz rekolekcjonista, egzorcysta z Białorusi. Wydawało mi się, że pierwszy raz słyszę w Kościele to co on mówi, o przebaczeniu, uzdrowieniu zranień, zachęcał do odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych i świadomego wyboru Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Żal za grzechy, skrucha, łzy, były dopiero w domu, kiedy zaczęłam z Nim szczerze rozmawiać.
Odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych w Wielką Sobotę sprawiło, że nic nie jest takie jak dawniej. Duch Święty na trwale zamieszkał w moim sercu. To Boże przyciąganie, które odczułam w wieku osiemnastu lat powróciło ze zdwojoną siłą, zaczęłam rozpakowywać
wszystkie dary Ducha Świętego, z których kiedyś wcale nie korzystałam. Dopiero teraz wiem co znaczy kochać Boga i być przez Niego kochanym, nosić trwały pokój w sercu. Co znaczy
pragnąć Go całym sercem i ponad wszystko, myśleć o Nim nieustannie i nie chcieć niczym Go urazić, nie ze strachu, ale z miłości.
Jest we mnie takie pragnienie, aby powiedzieć Księdzu, że Chrystus żyje, szuka prawdziwych przyjaciół, aby odnowić swój Kościół, aby na nowo rozpalić w nim ten płomień, który mieli pierwsi apostołowie, pragnie zażyłości, świętości, nie letniości i rutyny, która wkradła się do Jego Kościoła. Potrzebuje Księdza serca, duszy, rąk, ust, aby tego dokonać.

Co odczuwa kapłan po tylu latach służby Bogu i ludziom? Czy nie dosięgła go ciemność i
beznadzieja, zagubienie sensu tego co robi? Czy został wierny Chrystusowej Ewangelii? Czy zbliżył się do Prawdy, czy od Niej się oddalił? Czy nie odczuwa, że doskwiera mu samotność,
gdy tak naprawdę nie jest sam?
Tak bym chciała wlać w serce każdego kapłana tę Miłość, która mnie wypełnia, która pragnie każdego człowieka uczynić doskonałym odbiciem Boga, drugim Chrystusem, a Księdza
pobudzić do odnowienia zażyłości z Duchem Świętym, On nigdy nas nie zostawia, to my Go opuszczamy, odwracamy się plecami.

Pamiętając o modlitwie
Urszula Myślińska

sobota, 15 października 2022

Misja

  

 " Każdy ochrzczony ma misję, a nawet więcej, sam jest misją" - zdanie wyjęte z  przesłania Papieża Franciszka do zgromadzenia Papieskich Dzieł Misyjnych w Lyonie, 17.05.2022,   cytował Paulinę Jaricot
 
    Mój proboszcz często powtarza, że na krzyżach misyjnych umieszczano napis " Ratuj duszę swoją".
I to jest nasza podstawowa misja. Osiągnąć zbawienie, zostać świętym, a w drodze do tej świętości pociągać ku Chrystusowi innych ludzi, pomóc Mu tego dokonać, być Jego świadkiem w świecie... 
Słowa, które ja słyszałam na modlitwie, były takie, że przychodzi On powtórnie, aby powołać na nowo apostołów czasów ostatecznych na wzór tych pierwszych, pragnie odnowić swój Kościół, daje siebie wszystkim, którzy zapragną połączyć się z Nim nierozerwalnymi więzami miłości. Powołuje do świętości. Pierwszy raz przyszedł w ciele, teraz powtórnie przychodzi w Duchu przyjmując ciało każdego indywidualnie ( kto odda mu je na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną)... Działo się tak przez wieki od Jego Wniebowstąpienia, po którym dał nam swego Ducha.
    Zadaniem jest praca nad sobą we współpracy z łaską, codzienne branie krzyża i naśladowanie Chrystusa, służba Bogu i bliźniemu, nic nowego. Zwieńczeniem jest osiągniecie dojrzałości chrześcijańskiej - zaślubiny duchowe.
 
Ładnie to ujął Ojciec Zygmunt Kwiatkowski: 
"Choć można to wykpić i wyszydzić, to jednak taka jest właśnie ostateczna perspektywa naszej wiary: miłość oblubieńcza, do której Bóg nas wezwał i ku której nas prowadzi.
Nie tylko ratuje nas ona od śmierci, ale wynosi ponad próg wszystkich naszych "zdroworozsądkowych" oczekiwań, dając nam udział w Jego Boskim misterium trojedynej jedności." 
 
Zapisałam

13.06.2017 r.

- Kocham was, pragnę przemienić ten świat, w którym jest tyle bólu, cierpienia, niesprawiedliwości. Nie mogę już patrzeć jak cierpią Moje dzieci, chcę położyć temu kres. Coraz bliższe jest Moje powtórne przyjście, każdy kolejny dzień przybliża was do tej chwili, kiedy na ziemi zapanuje Królestwo Boże, a Moja miłość zatriumfuje. Nie wydarzy się to jednego dnia, ale będzie procesem, który właśnie trwa, Ja już przychodzę, nieliczne dzieci Królestwa chodzą już po ziemi, ale niewielu Mnie rozpoznaje. Nie chcę niczyjej zguby, walczę o każdą duszę z takim samym zaangażowaniem i wytrwałością. Nie jestem sprawcą zła na świecie, choć wielu Mnie o to oskarża. Jestem nieskończenie dobry, Jestem Miłością, Litością, Współczuciem, spieszę na pomoc wszystkim, którzy się do Mnie zwracają. Nie bójcie się tej chwili, w której przybędę, ona odmieni was, przebóstwi, przemieni wasze życie. Zła już w was nie będzie, grzechu nie będzie, to co stare przeminie, nastanie nowa ziemia i nowe niebo, ale zanim to nastąpi wstrząsnę posadami ziemi, poruszę każde sumienie ludzkie, aby mogło zobaczyć prawdę o sobie i prawdę o Mnie i dokonać wyboru, przyjąć Moją miłość, albo ją odrzucić. Czyż nie dostrzegacie znaków Mojego wzmożonego działania, Boskich interwencji, wielości objawień? Ja jestem tu z wami. Ci, którzy zapragną Mnie przyjąć, otworzą Mi swoje serce, doprowadzę do pełnej jedności ze Mną, zbawienie stanie się waszym udziałem. Niczego tak bardzo nie pragnę jak waszego zbawienia. Daję je wam, zechciejcie wyciągnąć po nie rękę, nie odrzucajcie Mojej miłości. Świat oślepił was swoim blaskiem i nie dostrzegacie jego brzydoty, przykazania Moje wydają się wam nałożonym ciężarem, który ogranicza, odbiera wolność, a przecież przestrzeganie ich jest wyłącznie wyrazem waszej miłości do Mnie - Boga i drugiego człowieka, dla tych co kochają prawdziwie nie są trudem, ale drogowskazem do Nieba, są zwierciadłem, w którym można się przejrzeć, aby dostrzec stan swojej duszy i odbicie posiadanej miłości. Ja pragnę pomóc wam stać się miłością, bo tylko miłość mieszka w Niebie, nic nieczystego tam nie wejdzie, a tylko Ja, Sama Miłość, mogę was tam wprowadzić. Potrzebuję waszego całkowitego oddania, zaufania, uległości, posłuszeństwa. Niech przykładem dla was będzie Moja Matka, stworzenie doskonałe, pełna pokory i oddania Mi. Naśladujcie Ją i słuchajcie Jej głosu, który w obecnych czasach do Mnie prowadzi. Wybrałem Ją na swoją Matkę i dałem też wam, nosi Ona każdego z was w swoim sercu i szuka niestrudzenie każde zagubione dziecko, aby przyprowadzić je do Źródła Miłości. Nie szukajcie łatwych dróg, ta która prowadzi do Mnie jest wąska, a wchodzi się ciasną bramą, jednak Miłość Moja jest niewyczerpana, pragnie dawać się każdemu bez wyjątku. Czekam na was Moje dzieci. 

Kiedy to pisałam rozumiałam, że Jezus mówiąc o Swoim powtórnym przyjściu, nie ma na myśli przyjścia na ziemię w ciele. On przyjdzie do naszych dusz, zespoli nas w Jedno z Bogiem, przemieniając nas w Siebie, staniemy się jakby nową ziemią i niebem, to co stare obumrze, nieurodzajna ziemia ( człowiek) stanie się żyzna, a niebem będzie świętość i Boże Królowanie w nas.


 


wtorek, 20 września 2022

Miłość, miłosierdzie, Faustyna, pytania...


Antonio Palomino y Velasco - Święty Jan Ewangelista

 

 23.04.2018 r. 

Dzisiaj rano mówiłam do Boga, że nie kocham ludzi, za mało jest we mnie miłości, że bez Niego nie ma we mnie nic dobrego, pragnę kochać, wzrastać w miłości do Niego i drugiego człowieka, ale sama z siebie nie potrafię tego zrobić. 

Ela przyniosła mi w tamtym tygodniu książkę do przeczytania o siostrze Faustynie i Bożym miłosierdziu. Dopiero dzisiaj zaczęłam ją czytać, z myślą aby jej oddać na środowym spotkaniu, nie paliłam się do tej lektury, bo czytałam „Dzienniczek”, a to było opracowanie. Przyszła mi do głowy także myśl, że może Bóg chce mi na coś zwrócić uwagę, co będzie w treści tej książki. Był tam życiorys Faustyny, najważniejsze przesłanie, trochę o procesie beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym , modlitwy i świadectwa. 

To na co zwróciłam uwagę w tej książce, to słowa z 1 listu św. Jana 5,2: „ Po tym poznajemy, że miłujemy dzieci Boże, gdy miłujemy Boga i wypełniamy Jego przykazania” 

Te słowa sprawiły radość w moim duchu, były dla mnie odpowiedzią, że to nie prawda, że nie kocham ludzi, przestrzegając przykazań to czynię. Ale ja chcę kochać bardziej, nie chcę poprzestać na minimum.

 Czytałam dalej, że nie jest łatwo miłować miłością głęboką, która polega na autentycznym składaniu daru z siebie, możemy się tego nauczyć wnikając w tajemnicę miłości Boga, wpatrując się w Niego, jednocząc się z Jego ojcowskim sercem. Wtedy jesteśmy zdolni patrzeć na braci nowymi oczyma, w postawie bezinteresowności i solidarności, hojności i przebaczenia, że tym wszystkim jest właśnie miłosierdzie. 

Jezus podaje s. Faustynie trzy sposoby czynienia miłosierdzia bliźniemu jako dowód miłości ku Niemu: pierwszy 

– czyn drugi

 – słowo trzeci

 – modlitwa. 

Przyglądam się sobie, skłamałabym, gdybym uznała, że nie czynię uczynków miłosierdzia.  Czynię je z natchnienia Bożego, to On mnie pobudza, wyostrza wzrok, daje współczucie, chęć. 

Tak dzisiaj ze mną rozmawiał Jezus. ( nie mówił wprost, ale poprzez słowo pisane przez kogoś innego) A ja wiedziałam, że to są odpowiedzi na moje pytania, zmartwienia. szłam za cichym  natchnieniem, które zachęcało do przeczytania książki, której nie chciałam czytać, a w której tego dnia, gdy pytałam, znalazłam odpowiedź. Zawsze mnie cieszy dostrzeganie takich małych znaków Bożego prowadzenia w życiu. 

Później zaczęłam mówić do siostry Faustyny, prosiłam ją o modlitwę, pomoc, wsparcie mojej słabości, wątpliwościach co do posłannictwa jako małżonki, było tyle małżonek przede mną, cnotliwych, dziewiczych…

 Kiedy z nią rozmawiałam z oczu płynęły mi łzy, początkowo nie chciałam zapisywać tego co słyszę , zmieniłam później zdanie i zapisałam końcówkę rozmowy, a następnie to co zapamiętałam: ….. 

- Jestem ułomna w mojej ludzkiej naturze, nie chcę tego, ale przychodzi na mnie pokusa bycia kimś wyjątkowym, jedynym, niepowtarzalnym, odsuwam od siebie zazdrość, która nie pozwala cieszyć się wyjątkowością innych.

 - Jesteś piękna, szczera, prawdziwa. 

Rozumiałam, że pragnienie wyjątkowości nie jest niczym niewłaściwym, dla Boga każdy jest niepowtarzalnym, jedynym w swoim rodzaju Jego obrazem.

 - Ty i wiele innych kobiet stałyście się małżonkami przede mną.

 - To prawda, ale to ty zostałaś wybrana na tę jedyną przed założeniem świata, żadna z nas nie pozwoliłaby Bogu na to na co ty pozwalasz. Nie ma wśród nas zazdrości, jesteśmy szczęśliwe w relacji, którą mamy z Bogiem. Jesteś prawdziwie małżonką ( w ciele i duchu) Rozumiałam, że moje powołanie do małżeństwa jest zgodne z tym duchowym, nigdy nie miałam być świętą dziewicą, ale świętą małżonką.

 - Łączymy się z tobą w tej miłości oblubieńczej, jesteś bramą, która jest otwarta dla wielu (świętych). Ty jesteś tą Małżonką, Oblubienicą Baranka, która schodzi z nieba, jesteś obrazem świętego Kościoła. Nawet Maryja oddaje ci w tej kwestii pierwszeństwo ( jako Małżonce, Ona jest Matką Kościoła). 

 


W poszukiwaniu zapisków o świadczeniu miłosierdzia Bożego, trafiłam ta ten fragment. Niewiele wtedy rozumiałam z tego co wcześniej mówił mi Jezus a później doprecyzowała Faustyna ... On nas zaprasza do zbudowania z Nim relacji małżeńskiej, oblubieńczej, każdy z nas ma stać się miastem świętym, małżonką Baranka i tworzyć Kościół na podobieństwo tego niebiańskiego... w Apokalipsie pokazane jest takie niebiańskie Jeruzalem, Kościół, który zstępuje z nieba ... Ale niebo przecież nie jest gdzieś w górze, w określonej przestrzeni, Niebem jest Chrystus, On jest w naszych sercach, gdy jest w nich zjednoczony z nami, a nasza wola całkowicie podporządkowana Bogu. Kiedy przyjdzie ostatecznie połączą się te dwie rzeczywistości, nastąpi przebóstwienie naszych ciał. Dusza całkowicie oddana Bogu należy już do Niego, nie podlega sądowi. Odrodzony Kościół to ten,w którym jego członki są zjednoczone z Chrystusem w miłości... I nie ma to nic wspólnego z triumfalizmem, ale z pokorą, posłuszeństwem, uległością wobec Boga...

On nazywa mnie małżonką, ale pokazuje na siebie, Małżonkę, Małżonka, który jednoczy swoich wybranych miłością oblubieńczą. pokazał mi jak dokonuje się takie ścisłe zjednoczenie z Nim, które ja nieudolnie usiłuję opisać, ale sposób wyrazu mojego doświadczenia, które jednoznacznie mi się kojarzy z relacją małżeńską między kobietą a mężczyzną może być niezrozumiane i gorszące w czasach, gdy w Kościele ciągle mówi się o nadużyciach seksualnych... Nie wiem jak mam przekazać światu, to o czym w zawoalowany sposób pisali doktorzy kościoła: Teresa z Avilla i Jan od Krzyża. Oni prowadzili do zjednoczenia, a ja idę dalej, pokazuję "noc poślubną". zapisuję własne doświadczenie i to co kazał mi zapisać Jezus. Bóg mówi do nas w każdym czasie, może to jest właśnie mowa do współczesnego człowieka, bardziej zmysłowego, do którego przemawiają obrazy, które działają na zmysły. Nie wiem, żyję w tym czasie, w małżeństwie, i Bóg mówi do mnie symbolami, które są dla mnie zrozumiałe.Tylko wydaje mi się, że nie jest to mowa dla dzieci, które trzeba karmić mlekiem, ale do tych dojrzałych duchowo... Jak do nich dotrzeć? A może niepotrzebnie chciałabym robić selekcję, może Bóg chce pokazać siebie  takiego nie oderwanego od życia... Skąd mam wiedzieć, czy właśnie taki na początku drogi nie zostanie zachęcony do czegoś więcej?... Na razie wybieram fragmenty, zastanawiam się nad pokazaniem całości... Chyba napiszę, nagram i kliknę na łożu śmierci... Ha,ha,ha, nie wiem...

Niech Bóg prowadzi mnie i tych, których postawił na mojej drodze... Niech rozeznaje wspólnota Kościoła

 



czwartek, 1 września 2022

Rozum i mądrość

 


 Takie moje dzisiejsze rozważanie na temat rozumu i mądrości, podczas drogi do szkoły... Później znalazłam cytat o prawdziwej mądrości w Piśmie Świętym.

Bóg dał człowiekowi rozum, aby mógł on Go poznać, w wolności dokonywać wyborów, rozróżniać dobro od zła, panować nad światem, rządzić, nazywać rzeczy....Rozum oświecony wiarą jest naszym sprzymierzeńcem w rozeznawaniu, podejmowaniu właściwych decyzji, nakierowanych na miłość, dobro i piękno, które są z Boga. Jako, że człowiek jest istotą duchowo cielesną a sam rozum nie jest wstanie przeniknąć ducha, Bóg również obdarował ludzi, którzy w Niego wierzą różnymi darami, w tym darem mądrości, dzięki, któremu możemy przenikać ducha dokonując wyborów, które nie oddzielą nas od Boga... Prawdziwa mądrość prowadzi do Boga i tego co Boże... Rozum zawsze dąży do prawdy, ale nie dopuszczając Boga do głosu, przez pychę swego umysłu człowiek idzie za pozorną prawdą... Od Boga wyszliśmy i do Boga zmierzamy, jeśli ktoś tego nie widzi, to jest "ślepy"... Człowiek duchowy może zaobserwować w sobie jakby dwa "głosy", dwie wole, swoją i Bożą, musi nauczyć się je rozróżniać, jako, że nasza natura ma skłonność do grzechu, potrzebuje wiedzy, aby rozum mógł ostatecznie zweryfikować co jest zgodne z wolą Bożą, a co nie i wtedy decyzją woli podejmujemy wybory...  ❤... Jk 3, 13-18 "Kto spośród was jest mądry i rozsądny? Niech wykaże się w swoim nienagannym postępowaniu uczynkami dokonanymi z łagodnością właściwą mądrości! Natomiast jeżeli żywicie w sercach waszych gorzką zazdrość i skłonność do kłótni, to nie przechwalajcie się i nie sprzeciwiajcie się kłamstwem prawdzie! Nie na tym polega zstępująca z góry mądrość, ale mądrość ziemska, zmysłowa i szatańska. Gdzie bowiem zazdrość i żądza sporu, tam też bezład i wszelki występek. Mądrość zaś [zstępująca] z góry jest przede wszystkim czysta, dalej, skłonna do zgody, ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich i obłudy. Owoc zaś sprawiedliwości sieją w pokoju ci, którzy zaprowadzają pokój"❤                                                                              

Fragmenty zapisków o współpracy serca i rozumu w wierze... Pojawiło się we mnie kiedyś takie pragnienie, aby napisać do księdza Piotra N. z napomnieniem, słuchałam jego kazań, z których treścią nie do końca się zgadzałam. Pytałam wtedy o to Jezusa. Uczył mnie wcześniej, że mam się kierować sercem i w nim szukać potwierdzenia. 


03.07.2018 r.,

- Wierzysz Mi, że cię posłałem? 

- Boże, Ty znasz prawdę, moja wiara jest słaba, wierzę i wątpię. Chciałabym mieć całkowitą pewność.

 - Masz ją, wątpliwości cały czas cię do niej prowadzą. Widzisz znaki, które pokazują ci, że cały czas jestem z tobą, dodaję ci odwagi i siły do przekazywania innym Mojego słowa. Jesteśmy jedno, jesteś Moim języczkiem, który mówi do ludzi żywym głosem. Na razie małym, nieśmiałym, ale pracuję nad tym, aby ciągle rósł w siłę. Nie bój się mówić co myślisz, jestem Panem twoich myśli, uwalniam je lub związuję, w ten sposób działam, uczę cię, chcę abyś była twórcza, samodzielna. Wiesz, że zawsze możesz prosić Mojego Ducha o potwierdzenie tego co chcesz zrobić. Czy kiedykolwiek odmówiłem ci pomocy? Może nie dawałem ci jej natychmiast, ale zawsze ją dostawałaś. Ten czas był potrzebny, aby trafić w odpowiedni moment, aby to co zamierzasz miało możliwość zadziałać z najlepszym dla wszystkich rezultatem. Napisz do Piotra tak jak chciałaś.

 - Jezu, nie wiem czy nie dokonuję osądu sama. Nie chciałabym sprzeciwiać się Twojej woli. 

- A co mówi ci twoje serce? 

- Sprzeciwia się niektórym jego słowom, ale nie jestem pewna czy to mówi do mnie serce czy rozum. Widzę oznaki fanatyzmu wśród jego uczniów, dzielą Kościół, sprzeciwiają się biskupom.

 - Rozum nie jest przeciwnikiem serca, wiara ma być rozumna a nie głupia, jej ślepota ma być innego rodzaju. Nie widzieć Mnie, a wierzyć we Mnie, wypełniać Moje przykazania, trwać w nauce apostołów, uznawać zwierzchnictwo Piotra, czcić Moją Matkę, kochać Mnie i bliźniego. Macie badać duchy, a nie z uporem iść za czymś co sprzeciwia się hierarchii Kościoła, podburza do buntu. Kościół w Polsce ma wielu wiernych Mi biskupów i kapłanów, którzy stoją na straży czystości prawd wiary, nie należy podważać ich autorytetu, to osłabia Mój Kościół.

...

środa, 24 sierpnia 2022

Miasto Święte - Małżonka Baranka

 

Dzisiaj były u mnie inne czytania na Mszy niż te, które podpowiada aplikacja. W kolejności Lekcjonarza , a nie ze wspomnienia św. Bartłomieja 2 Tes 3,6-10.16-18 Ps 128 Mt 23,27-32 na tych się zatrzymałam...
Niedawno rozważałam fragment czytania z dzisiejszego wspomnienia , skomentowałam, a że jest do dla mnie ważny a zarazem ciekawy temat, więc umieszczę również tu...
 
(Ap 21, 9b-14)
"Anioł tak się do mnie odezwał: «Chodź, ukażę ci Oblubienicę, Małżonkę Baranka».
I uniósł mnie w zachwyceniu na górę wielką i wyniosłą, i ukazał mi Miasto Święte, Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, mające chwałę Boga. Źródło jego światła podobne do kamienia drogocennego, jakby do jaspisu o przejrzystości kryształu.
Miało ono mur wielki a wysoki, miało dwanaście bram, a na bramach dwunastu aniołów i wypisane imiona, które są imionami dwunastu pokoleń synów Izraela.
Od wschodu trzy bramy i od północy trzy bramy, i od południa trzy bramy, i od zachodu trzy bramy. A mur Miasta ma dwanaście warstw fundamentu, a na nich dwanaście imion dwunastu apostołów Baranka."
 
❤️
Czy ten fragment Apokalipsy z dzisiejszego czytania mówi o Kościele niebiańskim? Wcześniejsze wersety tak można rozumieć i tłumaczyć, ale symboliczne obrazy zasadniczo mogą mieć wiele znaczeń i szersze interpretacje niż możemy pojąć, do tego potrzeba pomocy Ducha Świętego...
W tym fragmencie mowa jest o Jeruzalem (Kościele) czasów mesjańskich... Czym zatem one są? Czy po zmartwychwstaniu Chrystusa i posłaniu Ducha Świętego, nie jesteśmy w Kościele czasów mesjańskich? Czy czasy mesjańskie to również te niebiańskie?...
One na pewno się zazębiają ...
Ja rozumiem i patrzę na Miasto Boże, które zstępuje z Nieba jako Oblubienica, Małżonka Baranka jak na Kościół , w którym są święci na ziemi tak jak w niebie. To znaczy zjednoczeni oblubieńczą miłością Chrystusa, zbawieni, którzy żyją jeszcze na ziemi, ale cały czas są w tym Mieście Świętym, tworzą to Miasto, gdzie Baranek jest Bogiem z Nimi, a po śmierci nie przechodzą przez czyściec... Przed ostatecznym przyjściem Chrystusa ludzie w Kościele powinni być święci...
Jak patrzę na kolejnych papieży i teraz Franciszka, który ma wizję powszechnego braterstwa i jakby chciał wprowadzić Kościół w życie wartościami rajskimi 🙂, ale one zrealizują się tylko wtedy, gdy poszczególnych ludzi połączy miłość Chrystusa, On będzie chodził po ziemi w naszym duchu, dopóki nie przyjdzie ostatecznie. My, każdy z osobna i razem, mamy stać się Miastem Świętym, Oblubienicą i małżonką Baranka...❤
Dzisiaj akurat czytałam "Myśl z Dzienniczka św. Siostry Faustyny
Kontemplacja w codzienności
Jezus – Miłość moja, dał mi dziś zrozumieć, jak bardzo mnie miłuje, chociaż jest tak wielka przepaść pomiędzy nami: Stwórca i stworzenie, a jednak poniekąd jest jakby równość – miłość wyrównywa tę przepaść. On sam się zniża do mnie i czyni mnie zdolną do obcowania z sobą (Dz. 815)."
❤ Miłość, przychodzi na ziemię, potrzeba tak pozwolić się Jej uformować, aby żyć z Bogiem w jedności w tym Mieście Świętym, a nie na jego obrzeżach. ❤

piątek, 19 sierpnia 2022

Przykazanie miłości


 

Gdy faryzeusze posłyszeli, że zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, wystawiając Go na próbę, zapytał: "Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?" On mu odpowiedział: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem”. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”. Na tych dwóch przykazaniach zawisło całe Prawo i Prorocy". (Mt 22, 34-40)
 
 
Często targają nami różne wątpliwości, czy to co robimy, mówimy, w jaki sposób to robimy, jak reagujemy nie jest wbrew przykazaniu miłości Boga i bliźniego. Człowiek, który pragnie świętości chce upodobnić się do Chrystusa, nie popełnia już raczej grzechów ciężkich, dobrowolnych i świadomych. ale są w jego życiu sytuacje, po których ocenia siebie bardzo surowo i krytycznie, przychodzą jakieś skrupuły czy rzeczywiście to co powiedział i zrobił podobało się Bogu...
Nosimy jakieś wyobrażenie o Chrystusie i chcielibyśmy jak najbardziej Go przypominać, być czuli, kochający, trzciny nadłamanej nie złamać, być cisi i pokornego serca, a tu widzimy, że jest w nas też coś przeciwnego, wybuchamy, nagadamy komuś, jesteśmy surowi, krytyczni, oceniający… Jakby powstawało w nas jakieś „rozdwojenie jaźni” … Nie chcemy tego całościowego obrazu siebie, ten drugi sprawia w nas jakieś wyrzuty, że to coś co Bogu się nie podoba, że przeczy postawie Chrystusa. Oczywiście, że tak też może być, potrzebujemy nauczyć się rozeznawać jakie były nasze intencje, czy coś robiliśmy z chęci odwetu, upokorzenia kogoś, czy raczej z troski o sprawy Boże, z miłości do człowieka, obrony wartości, zapanowania nad porządkiem i ładem… nie zawsze mamy możliwość zapanowania nad emocjami... Nie chodzi mi też o to, aby jakoś się usprawiedliwiać, ale mieć prawdziwy osąd sytuacji. Tak czy siak zawsze prosić Boga o miłosierdzie dla siebie i dla drugiego, jeśli nie czujemy się usprawiedliwieni w sercu. I mieć na uwadze to, że rozum zazwyczaj prowadzi nas utartymi ścieżkami, wbudowanymi opiniami innych ludzi, które nas dręczą, niekoniecznie są wyrzutem sumienia i pochodzą od Boga.
Chrystus nie był cukierkowaty, na co są też przykłady w Ewangeliach, potrafił być surowy, stanowczy, gniewać się, wygarnąć innym co myśli na temat ich postępowania… A, że życie na ziemi to raczej czyściec niż raj, więc różne nasze zachowania i postawy wykorzystuje Bóg, aby nas wychowywać.... Kryterium rozeznawania powinno być to czy wzrastamy w miłości do Boga i człowieka... On cały czas nas prowadzi do takiego stanu w miłości, w którym całkowicie upodobnimy się do Chrystusa, kochając również swoich nieprzyjaciół... Nie wszystko to co zbliża nas do Boga jednocześnie zbliży nas do drugiego człowieka, przynajmniej w tym życiu, i to nie będzie znaczyło, że brak nam miłości do niego... Jezus nie przyciągnął wszystkich ku sobie, Jego mowa dla niektórych była przykra, a za to co mówił i robił ludzie, którzy oczekiwali Mesjasza, skazali Go na śmierć...
Trzeba nam ciągle wybaczać i za wszystko dziękować co prowadzi nas ku Bogu, Jego łaska to nie tylko to co przyjemne, ale różne upokorzenia,które nas wydoskonalają... Nie ma innej drogi jak ta krzyżowa😇