Miałam doświadczenie, którym powinnam się podzielić. Waham się, nie chcę tego robić, wydaje mi się zbyt intymne, już dawno nie opisywałam takich doznań, ale wiem, że może być ważne dla kapłanów, pomocne tym, którzy czytali lub będą czytać moje zapiski. I wiem, że nie bez przyczyny tego doświadczam. Widzę jasno, rozumiem, a to mnie przekonuje o ważności tego czucia. Dotyczy zmysłowych obrazów, które pobudzają wyobraźnię. Nie
powinna ona przerażać jeśli prowadzi do Boga, spotkania z Nim, uwielbienia, ale dzieje się inaczej, bo zmysły pobudzają ciało, a reakcje są trudne do wytrzymania. U mężczyzn dosyć kłopotliwe ze względu na erekcję, możliwy wytrysk.
Przeglądałam zdjęcia publikowane przez osobę, którą obserwuję. Czasami zaglądam na profile osób, które polubiły dane zdjęcie, aby zobaczyć kim są, co publikują. I tak weszłam na profil jednej z osób, a tam zdjęcia w zmysłowych pozach roznegliżowanych kobiet , do tego różne szatańskie symbole. Wyszłam stamtąd, ale te obrazy pozostały w mojej głowie. Zaobserwowałam, że moje
ciało jest bardzo wrażliwe na to co widzi, czułam mrowienie narządów płciowych, narastało podniecenie.
Zaczęłam o tym mówić do Jezusa, przyzywać Go i Ducha Świętego, a odpędzać złego. W świadomości miałam, że Bóg otacza sobą całą przestrzeń.
- Jezu, widzisz jak moje ciało jest wrażliwe na te obrazy. Przepędź złego ducha. Kocham tylko Ciebie, chcę Ciebie uwielbiać, chcę być z Tobą zjednoczona, oczyść mnie, prowadź…
„ Boże, mam jądra jak kamienie, muszę opróżnić zbiorniki ( aby poczuć ulgę). Nie mogę się skupić na pracy”.
Wzywał Bożej pomocy, a ja miałam takie przekonanie, że on nie może się skupić przeze mnie. Widziałam siebie jak idę do niego siedzącego na krześle, siadam na nim okrakiem, obejmuję, a on tego chce. Tęskni za bliskością, spotkaniem, ale czas jest dla niego nie odpowiedni albo wyobraźnia urosła tak bardzo , że ciąży. Odczuwam całą sobą tę „mękę”. Podniecenie narasta do takich rozmiarów, że jest trudne do zniesienia. Ogień, którego nie można powstrzymać. W takim momencie przychodzi pokusa, że jedyną pomocą jest masturbacja. Przychodzi też druga zaradcza myśl, żeby zacząć coś robić co zmęczy fizycznie, odciągnie od tych myśli i skupieniu na nich. Nie chcę ani jednego, ani drugiego. Te myśli są jakby gdzieś obok mnie, jakby nie były rozwiązaniem dla mnie. Ja nadal trwam w Chrystusie, z Nim rozmawiam, to Jego chcę kochać i poddawać się Jego prowadzeniu, a On podpowiada, aby tę energię zmysłowego ciała skierować do wewnątrz, wykorzystać do zjednoczenia z Nim. Nie chcieć zaradzić problemowi po swojemu, ale z Bogiem.
Całe to podniecenie przenieść na pragnienie obcowania z Bogiem, kochania Go, oddawania Mu siebie. Tu przychodzi zgoda na poddanie Mu tego co fizyczne w nas, swoich zmysłów, wyobraźni, seksualności. Kiedy nie spinam się w walce czuję jak od strony łona strumień energii gwałtownie przemieszcza się ku górze,
nie można go pomieścić w sobie. Ciało się pręży, wygina w łuk, aż przechodzący impuls sięga głowy. Następuje rozluźnienie, ulga, błogość, pokój, radość, miłość. To można porównać do głębokiego orgazmu jeśli chodzi o odczuwanie.
Nie jestem mężczyzną i nie wiem czy ten duchowy „orgazm” prowadzi u nich do wytrysku. Myślę, że może, ale nie musi.
Kiedy rozmawiałam z Jezusem leżałam, taka pozycja jest dla mnie najbardziej komfortowa na spotkanie z Bogiem, nic mnie dodatkowo nie rozprasza, nie męczy pozycja ciała. Ale miałam podobne doświadczenie kiedy siedziałam, stałam i w tej ostatniej pozycji, kiedy ten impuls przechodził przez ciało, musiałam się trzymać czegoś, aby nie przewrócić. Później i tak kierowałam się do łóżka, aby rozkoszować się Bogiem. Z czasem nauczyłam się rozpoznawać
Jego przyciąganie, to wewnętrzne poruszenie, które przyzywało a ja szukałam wtedy samotności.
Całe dzisiejsze doświadczenie wydaje mi się ważne. Wszystko co do tej pory słyszę o sobie, moim pośrednictwie w zjednoczeniu z Chrystusem, nabiera dla mnie większego sensu. Bóg daje mężczyźnie stosowną pomoc, daje siebie w wyobrażeniu kobiety, aby mogło dokonać się pełne zjednoczenie. Człowiek, który rozwija swoją relację z Bogiem dochodzi do momentu miłości oblubieńczej, a w niej zaangażowane jest całe ciało i cała dusza. Tam jest cała
prawda, którą człowiek wyraża, tam jest wolność. Jego miłość we mnie, słowa, zachęta, ma tylko ułatwić im to całkowite oddanie Bogu. Nie o fizyczność w niej chodzi, choć ją najtrudniej jest nam Mu poddać. Ja się tylko poddaję tej Miłości i oddaję to co otrzymuję. Kocham, pragnę, tęsknię, cierpię. Odczuwam tę miłość również zmysłami. Uczę się siebie i ich rozumieć.
Myślałam ostatnio, że zbyt długo czuję miłość, radość, jakbym chodziła w chmurach, wiedziałam, że to się skończy, cieszyłam się tym szczęściem, ale wyczekiwałam krzyża, cierpienia, bo to jest taka prawidłowość, raz na górce, a raz w dołku…
I właśnie dzisiaj wieczorem Światło, które do mnie przyszło, pokazało mi rzeczywistość, która była bolesna. To było tak jakby Bóg pozwolił złu dotknąć moich myśli, a te poruszyć emocje, zranić serce, przeszyć duszę. Wszystko jest po coś. Kolejny krok wiary, zaufania Bogu, nauka człowieka, jego słabości i
poczucie osamotnienia, niezrozumienia.