czwartek, 7 kwietnia 2022

Nowa ziemia i nowe niebo


Kilka myśli, na które szukałam odpowiedzi...

Ludzie wierzący, w obliczu bestialstwa , zbrodni, cierpienia, które zadaje człowiekowi człowiek, zadają sobie pytanie gdzie jest Bóg, dlaczego na to pozwala... Jak mają się przed tym obronić, czy mogą zabić w obronie własnej... Sumienie nasze poddawane jest napięciu, rozum szuka odpowiedzi... Papież, który dany nam jest na te czasy wyraźnie mówi, że nie ma wojny sprawiedliwej... 

  "Wojny są zawsze niesprawiedliwe. Bo tym, kto za nie płaci jest lud Boży. Nasze serca nie mogą nie płakać na widok zabitych dzieci i kobiet, wszystkich ofiar wojny. Wojna nigdy nie jest drogą. Duch, który nas jednoczy, prosi nas jako pasterzy, abyśmy pomagali narodom cierpiącym z powodu wojny – sugerował Franciszek."

 

Bóg jest Bogiem pokoju, nie wojny i niedobrze by było, gdyby Papież jako przywódca duchowy, pokazywał nam inną drogę niż tę, którą pierwszy wyznaczył nam Jezus. Nauczanie Papieża wskazuje nam jak mamy postępować, aby Królestwo niebieskie stało się naszym udziałem już na ziemi. Jest kolejnym Papieżem, który przygotowuje lud na ostateczne przyjście Chrystusa. Przekonuje mnie o tym wizja, którą roztacza o powszechnym braterstwie. Jest ona  rzeczywistością raju i wydaje się niemożliwa do zrealizowania na ziemi.... A jednak nowa ziemia i nowe niebo może być w nas, kiedy ciało podporządkuje się prawom ducha. Dokonuje się to poprzez ciągłe umieranie dla siebie a wybieranie Jezusa, Jego praw...

To dobrze, że jest w nas to napięcie sumienia, gdyby go nie było nic by nas nie różniło od zwierząt...

Wojny "sprawiedliwe", kiedy zabija się w obronie własnej, broni terytoriów swoich granic są usprawiedliwione przez prawo ludzkie, zmniejszają ciężar winy, ale jej nie niwelują i tak trzeba będzie ją odpokutować, albo na ziemi, albo w czyśćcu. Bezpośrednio do nieba nie wejdzie ten kto nie upodobni się do Chrystusa... Tam jest miłość doskonała, która miłuje swoich nieprzyjaciół... Czy moglibyśmy zabić kogoś kogo kochamy? Dokonuje się to w gniewie, nienawiści, chęci zemsty, albo gdy zabite jest w nas sumienie, a my wyszkoleni w zabijaniu, znieczuleni... Dla kogoś kto trwa w bliskości z Bogiem wie, że nawet słowo może zabić... Zwykła niechęć do drugiego człowieka hamuje przepływ miłości, która mogłaby być między nami. A co dopiero napiętnowanie kogoś, wyszydzenie, fałszywe świadectwo dawane o drugim człowieku... 

Czyż nie o tym mówił Jezus ( nie wyjdziesz stamtąd aż zwrócisz ostatni grosz)

(Mt 5,20-26)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: Bezbożniku, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz.
 

 A gdzie jest Bóg w tym całym cierpieniu na ziemi? Jest w każdym cierpiącym człowieku.

Tak mi to kiedyś przedstawił Jezus:

07.02.2019 r., czwartek

 Od rana odczuwam obecność Bożą, Miłość, kocham Go, tęsknię. Kiedy przychodzę spędzić z Nim czas na osobności jest ze mną, możemy porozmawiać. 

Po 17 –tej mam obraz, a jednocześnie odczuwam obecność Bożą, prosi mnie abym poddała się temu co widzę. Jestem przybita do krzyża leżącego na ziemi, czuję kłujący ból na dłoniach, wokół mnie wrogość ludzi, jestem poniżana, opluwana, ktoś na mnie nasikał. Jezus mówi mi jak wielu upokorzeń doświadcza każdego dnia, brutalności, przemocy. Jego Ciało jest nieustannie ranione. (...) Później widzę kolejny obraz, w którym Jezus ściąga mnie z tego krzyża, obmywa, leczy zadane rany i tuli w swoich ramionach. Następnie przychodzi do mnie Bóg Ojciec, nie widzę Go, ale czuję jak wypełnia mnie Sobą, kocha, mówi do mnie: „Moja córeczko, najdroższa córeczko”. Wiem też, że otula mnie Duch Święty, ale nic nie mówi, odbieram Go jako delikatny powiew na mojej twarzy. Jestem w objęciach Boga, który się o mnie troszczy.

 Kiedy to się dzieje nie wiem jak rozumieć te obrazy, nie analizuję ich, jestem w tych scenach i wiem tylko co wtedy odczuwam. Przy pierwszym obrazie byłam pogodzona z tym czego doświadczałam, nie czułam złości, nienawiści, buntu, ale smutek i troskę o tych, którzy mi to robią, współczucie, jednoczyłam się z Jezusem prosząc Boga o wybaczenie im, była we mnie miłość. Miałam pełne zaufanie do Boga. Następny obraz był samą rozkoszą przebywania w ramionach Boga. Pomyślałam, że kiedy walczy się z tym co nieuniknione, nie ma w nas pokoju, jest bunt, gniew, a człowiek bardziej cierpi. Kiedy przyjmuje się wszystko z pełnym zaufaniem przychodzi spokój. Zastanawiają mnie słowa Jezusa, że moje przyzwolenie na grzeszną wyobraźnię ( myśl) związaną z moją osobą, nie obciąża tej osoby. Nie wiem czy dobrze to rozumiem, ale tłumaczę sobie, że kiedy Jezus wziął na siebie każdy grzech to pozwolił, aby on Go zranił. Zaakceptował to cierpienie , „ chciał”, to tak jakby nie dokonał się na Nim gwałt, grzech „ rozpłynął się” w Jego miłości i usprawiedliwił osobę, która Go zraniła. On nie czuje nienawiści do człowieka, jest smutny, przygnębiony, zatroskany, jest samą Miłością, w Niej jest wybaczenie, w Niej jest ukojenie, uzdrowienie wszelkich ran. W miłości Boga grzech (wina) nie istnieje, nie wiem jakiego użyć słowa - ona go zakrywa, rozbraja, unicestwia. 

 

To jest moje patrzenie, oczami ducha...

 Świat zatracił się w grzechu, odeszliśmy od praw Bożych nic dziwnego, że toczą się między nami wojny... Jak wychowywać bez "rózgi karzącej" krnąbrnego człowieka? Nie wiem, czasami dialogować się nie da... Kary są środkiem wychowawczym i dyscyplinującym... A jak ma do nas mówić Bóg, żebyśmy zrozumieli, że nasze szczęście jest tylko w Nim? ...



 

 

wtorek, 5 kwietnia 2022

Spowiedź

 


Od dwóch tygodni zbieram się, aby podzielić się z Wami moimi zapiskami na temat Sakramentu pokuty i pojednania, ciągle coś mi przeszkadzało, natrętna myśl, że źle to będzie odebrane przez ludzi... Uciekałam od tego tematu, a on i tak powracał.

Dużo teraz treści na ten temat, wiadomo, wielki post, czas intensywniejszych przygotowań do świąt wielkanocnych, dobry czas nie tylko na porządki w domu, ale przede wszystkim we własnym sercu... Nie ma gorszej rzeczy dla człowieka niż śmierć duchowa, uporczywe trwanie w grzechach ciężkich, zatwardziałe serce, brak chęci powrotu do prawa miłości Boga i bliźniego, które jest zapisane w naszych sercach, a które tak łatwo zagłuszamy, usprawiedliwiając własne występki...

Sakrament pokuty i pojednania jest bardzo ważny na drodze nawrócenia. Chrystus zostawił w swoim Kościele prosty sposób powrotu do Boga i wspólnoty Kościoła, trzeba nam go na nowo odkrywać... 

Mój stosunek do tego Sakramentu zmieniał się wraz z moim rozwojem... Kiedy zaczęłam zapisywać swoje stany duchowe, byłam już na etapie gdzie nie widziałam grzechów w kategorii prawa Bożego... Wypełniała mnie miłość Boża, która w momencie uchybienia Miłości pokazywała mi to jasno , a objawiało się to w postaci żalu, który sprawiał, że natychmiast przepraszałam Boga, że Go ranię... Później dowiedziałam się, że to jest żal doskonały, który na powrót jedna duszę z Bogiem... 

Teraz zdaję sprawę ze stanu swojego sumienia, księdzu, który jest moim opiekunem duchowym, raz w roku. Dodatkowo wysyłam mu zapiski, w których opisuję szczegółowo moje działania, stany duchowe, myśli, wątpliwości, dręczenia, aby miał pełniejszy obraz mojej osoby...

 Myślę, że mój przypadek pokazuje, że kapłani nie mogą rutynowo podchodzić do każdej osoby spowiadającej się. Nie mogą na nią patrzeć własnymi oczami, ale sercem Chrystusa. 

Wybrałam te zapiski, w których mówił do mnie Jezus, na temat spowiedzi.



01.09.2017 r. 

Nie wiem jak mam iść do spowiedzi, kiedy nie widzę grzechów, z których mam się spowiadać. Przywołuję z pamięci, różne sytuacje, w których mogłam obrazić Boga, ale On mi nie pozwala się oskarżać, mówi, że nie ma we mnie grzechu. Napisałam w tej sprawie do księdza. Później zapragnęłam, aby był jak Chrystus, żeby przenikał mojego ducha, patrzył na mnie Jego oczami, aby mnie rozumiał, aby wiedział co myśli Bóg. W tym czasie zalewała mnie miłość, słyszałam, że „tak będzie, do tego zmierzamy”.

Ksiądz w odpowiedzi przysłał mi przykazania Kościelne i na końcu zdanie:

Drugie przykazanie Kościelne I wszystko.

 

 10.09.2017 r. 

Stoję w miejscu, ograniczają mnie moje przyzwyczajenia, wpojona nauka, poglądy innych ludzi, troska, aby nie wypaczyć bliskim nauczania Kościoła. 

- O mój Jezu, jak mam w świecie, w którym ludzie utracili poczucie grzechu mówić o tym, że nie widzę w sobie grzechu? Jak mam iść dalej( do przodu), kiedy zatrzymują mnie przyzwyczajenia częstej spowiedzi, ciągłego badania siebie, myślenia o sobie jak o grzeszniku, który nie może być wolny od grzechu ze względu na swoją ludzką naturę? Kiedy nie pokazujesz mi grzechów czuję się nieswojo.

 - O jak zniekształciliście Moje nauczanie, zatraciliście ducha Ewangelii a skupiliście się na literze. Nie rozumiecie sensu posługi jednania, którą wam zostawiłem. Koncentrujecie się na obrzędach, pozorach pobożności, nie korzystacie z darów Ducha Świętego, nie słuchacie Jego pouczeń, brakuje wam wiary w Jego moc uświęcenia człowieka. Jesteście ślepcami prowadzonymi przez ślepych nauczycieli, a przecież nie zostawiłem was sierotami, przyjmijcie Ducha Świętego, bez Niego jesteście puści ( martwi) w środku. O jakże niewielu mam świadków wiary, prawdziwych Moich uczniów. Maleńka, nie jesteś jak większość, zdjąłem łuski z twoich oczu, teraz musisz iść za głosem twojego Nauczyciela. Chcę, abyś się rozwijała, tylko będąc Mi posłuszną możesz tego dokonać. Nastaną czasy, w których moi uczniowie będą na nowo nazywali siebie świętymi bez poczucia niegodności tego miana. Ze Mną można nie grzeszyć, można żyć w świętości otoczonym Moją chwałą tu na ziemi. Jesteś lampą rozświetlającą drogę, przyjmij to co objawia ci o tobie sama Prawda, zaakceptuj, a pójdziemy dalej.

 

11.04.2018 r. 

Rano, na myśl przychodzi mi Sakrament pokuty i pojednania, zaczynam słyszeć słowa, które zapisuję:

 - Nastaną czasy, w których taka forma spowiedzi jak jest obecnie nie będzie możliwa. Zbyt mała ilość kapłanów sprawi, że kierownictwo duchowe szeroko pojęte jako nauka penitenta stanie się niemożliwe. Chcę wam pokazać, że niedoskonałości i wady nie zrywają ze Mną komunii, nie wymagają odpuszczenia grzechów przez kapłana, wystarczająca jest skrucha i żal. Ludzie przyszłych czasów będą musieli zdać się na prowadzenie Ducha Świętego. Nauczcie się słuchać Jego głosu. Tam gdzie zabraknie kapłanów, odwrócenie się od grzechów i żal doskonały na nowo przywróci jedność ze Mną, pozwoli Mojemu Duchowi dokonywać zmian w waszych sercach. Nigdy nie odwracam się od grzesznika, który chce do Mnie powrócić. Dopóki macie taką możliwość korzystajcie często z Sakramentu pokuty i pojednania, czekam tam na was.  

25.04.2019 r., czwartek 

- Boże, boję się tych myśli, czy to ja nimi nie steruję. 

- Chcesz mu pomóc? - Chcę. 

- To poddaj się tym myślom.

 - Duchu Święty wypełnij mnie, prowadź mnie.

 Widzę osobę, która nie dostała rozgrzeszenia od kapłana. Nie rozumie dlaczego, inny kapłan za te same grzechy dawał. Nie godząc się z tym, postanawia przystępować do Komunii świętej. Nie widzę żeby poszła ponownie do spowiedzi do innego kapłana i prosiła o radę, ale rozsądziła to sama. Nie otrzymała rozgrzeszenia od innego kapłana w tej samej sprawie. Nie daje jej to spokoju, szuka akceptacji swojego postępowania.

 - Jezu, jeśli każdy kapłan udziela rozgrzeszenia na podstawie własnego rozumu, posiadanej wiedzy, a człowiek może chodzić od jednego do drugiego, aby otrzymać rozgrzeszenie, to czyje słowa są dla Ciebie wiążące? Przecież penitent nie zawsze ma pełne zrozumienie, jego wiara może być słaba, sumienie chore, niewyczulone na grzech. 

- Maleńka, przykro to mówić, ale większość waszych spowiedzi jest niedoskonałych, nieszczerych, zatajacie grzechy, chcecie postawić siebie w lepszym świetle przed kapłanem, nie ma w nich żalu, skruszonego serca, ale czysty formalizm. Niewielu widzi, że przychodzi do Mnie jak do Osoby, która bardzo was kocha, a którą zranił każdy wasz grzech, z którą chcielibyście się pojednać i uzyskać przebaczenie. Jakże inna byłaby wtedy jakość waszego życia, jak rozkwitłaby wasza wiara, miłość, jak wstrętny okazałby się grzech, jak umiłowana Prawda. Każdy szczerze wyznany grzech w konfesjonale jest odpuszczony nawet gdy nie ma żalu doskonałego, każdy zatajony nadal ma nad wami władzę, blokuje dostęp Mojej łaski i rozgrzeszenie kapłańskie nie może tego zmienić. Nadal jesteście niewolnikami na służbie złego. Czasami jest tak, że człowiek bardzo żałuje swoich grzechów, jego serce gorąco pragnie nawrócenia, poznania Mnie, pokochania, ale wyznanie wszystkich grzechów drugiemu człowiekowi przerasta jego możliwości w danej chwili, wyjawia kapłanowi tylko te, które jest wstanie wypowiedzieć na głos. W takim przypadku rozgrzeszenie sięga również tego co niewypowiedziane. Moja łaska rozlewa się w pełni na taką duszę, bo jej żal doskonały i prawda, którą Mi tylko wyjawia, jedna ją ze Mną zanim kratki konfesjonału potraktuje jak dopełnienie formalności powrotu do jedności z Kościołem. Ta dusza rozkwita napełniana Moją miłością, choć jest targana wątpliwościami czy przyjmowanie Mojego Ciała nie jest świętokradztwem. Te wątpliwości nie ode Mnie pochodzą, chcą ją przestraszyć, aby odstąpiła ode Mnie. Kiedy w człowieku nie ma chęci nawrócenia, stanięcia w Prawdzie, nie ma chęci jedności ze Mną, żadne rozgrzeszenie kapłańskie nie jest skuteczne. Nieudzielenie rozgrzeszenia powinno skłonić człowieka do poszukiwania prawdy, odmienienia swojego życia, chęci osobistej przemiany, a nie nakłonienia kapłana do zmiany decyzji, przekonywania o błędzie, poszukiwania innego, który da rozgrzeszenie. Takie ( te ) postawy wynikają z niezrozumienia Sakramentu pokuty i pojednania.

 06.09.2019 r., piątek 

- Mój Boże, o mój Boże, pragnę Cię. Nie wiem co ja mam robić… Co ja mam robić? 

- Poddaj Mi się całkowicie. Ufaj 

- Musisz się przyzwyczaić, że nie będziesz przystępowała do spowiedzi w sposób jaki teraz jest praktykowany . Nie chcę od ciebie takiej spowiedzi, która jest rutyną, formalnością, nie musisz przypodobywać się ludziom. Nie jesteś ode Mnie oddzielona ( żaden grzech cię ode Mnie nie oddziela). Jeśli Ludwik oczekuje, abyś zdawała mu sprawę ze swego sumienia przynajmniej raz w roku, to bądź mu posłuszna. Jeśli będziesz potrzebowała Mojego błogosławieństwa, możesz o nie poprosić go w każdej chwili, a będę cię błogosławił. Maleńka, jesteś święta, bo Ja jestem święty, naucz się żyć z tą świadomością, opanowałem grzesznika, należysz do Mnie i Ja cię oczyszczam przy każdej twojej skrusze, ponawia to oczyszczenie każdorazowa Eucharystia, nie musisz powielać Sakramentów, aby dokonało się pojednanie ze Mną, Ja tego nie wymagam, nigdy czegoś takiego nie nauczałem. Jak ktoś nie umie tego pojąć to trudno, nie zważaj na opinię drugiego człowieka. Masz czyste serce, Moje serce. Nie musisz się nikomu tłumaczyć. 

 Dziś był pierwszy piątek miesiąca i kolejka ludzi do spowiedzi, po Mszy świętej rozmawiałam ze znajomą, podchodziły kolejne i jedna osoba nie omieszkała mi wytknąć mój brak dzisiejszej spowiedzi, mówiąc: „ do spowiedzi grzesznico” , odpowiedziałam, że umawiam się z księdzem indywidualnie, wtedy pozostałe nieco zdziwione pochwalały, że to dobrze. Przypomniała mi się dzisiejsza rozmowa z Jezusem, jakby mnie uprzedził i pokazał obraz świadomości wśród wiernych na temat tego sakramentu.