niedziela, 16 lipca 2023

Cierpliwie czekać

 


Zaiste, podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa.
(Iz 55,10-11) 

 Dzisiejsza Ewangelia o Siewcy i ziarnie, którym jest Słowo Boże, które pada na różny grunt odsyła mnie do refleksji, które czytałam na ten temat, dlaczego słowo, które sieje siewca, nie przynosi owocu, ludzie odchodzą od Kościoła a nauczanie wydaje się nieskuteczne... Porównuję to wszystko z własnym doświadczeniem i nie widzę w tym nic dziwnego, że człowiek jest chwiejny, sama taka byłam, gruntem skalistym, na którym Słowo nie miało jak się ukorzenić... A jednak Siewca posiał swoje ziarno i we mnie, i cierpliwie czekał, aż stanę się glebą bardziej żyzną...  Boża troska o to ziarenko była przeze mnie niezauważana a jednak z perspektywy czasu widzę, że oka ze mnie nie spuszczał. Kolejni świadkowie wiary, którzy pojawiali się na mojej drodze byli tymi, którzy pomagali Mu pielęgnować to poletko i ciągle na nowo odnawiać pamięć Jego Słowa zasianego w młodości. .. Byli jak kroplówka, która co jakiś czas nawodniła organizm aby nie umarł, rzucając kolejne słowo i na pewno nieświadomi swojego wkładu w moje nawracanie się i rozwój. Dopiero otwarcie na Ducha Świętego wlało życie we mnie, uzdrowienie było zauważalne przeze mnie i natychmiastowe. A głód Boga, ciekawość Kim jest, jaki jest pociągał nieustannie do szukania wiedzy o Nim, poznania lepiej nauczania Kościoła , w którym ten Bóg dał mi się skosztować...  

Bardzo prawdziwe są dla mnie teraz słowa Izajasza z pierwszego czytania, że słowo, które wychodzi z ust Jego nie wraca do Niego bezowocnie dopóki nie spełni swego posłannictwa... Siwca sieje i cierpliwie czeka tak jak było wieki temu, tak i teraz, ten sam, niezmienny...

Napisałam też kiedyś list do jednego księdza, który stanął na mojej drodze, bez zbędnych pytań otworzył mi drogę do Sakramentu bierzmowania, to był ważny etap w moim życiu, bo na nowo poczułam się przyjęta do wspólnoty Kościoła, ważne było też pośrednictwo koleżanki, bez jej pytania czy chcę i że zapyta księdza czy mogę przyjść, dalej byłabym poza Kościołem...

24.10.2017 r.

 Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,

Od kilku miesięcy powraca do mnie myśl o księdzu Januszu Gajewskim, którego noszę w swoim sercu i ciepło o nim myślę, mam nadzieję, że list ten kieruję do odpowiedniej osoby.
Przeglądałam kiedyś na stronie archidiecezji wrocławskiej datę święceń kapłanów i nad nazwiskiem mojego obecnego proboszcza widniało nazwisko Księdza, zapytałam go czy jest
ksiądz tym, którego szukam, wysłał mi wtedy link do strony w Szczepanowie.
Nie sadzę żeby mnie Ksiądz pamiętał.
W 1990 roku w parafii p.w. św. Maurycego we Wrocławiu był Sakrament bierzmowania, pozwolił Ksiądz, aby zbłąkana owca, która była daleko od Kościoła przystąpiła do tego
Sakramentu. Zaczęłam wtedy chodzić do Księdza, po kilku latach przerwy, na lekcje religii, później religia weszła do szkół i uczył mnie Ksiądz w XIII liceum. Nie pamiętam dzisiaj nauki,
którą wyniosłam, ale pamiętam Księdza życzliwość i uśmiech, nie tylko na ustach, ale również w spojrzeniu, który pobudzał mnie do nowej gorliwości w odkrywaniu Boga.


Ziarno jednak padło na grunt skalisty, nie zapuściło korzeni. Zabrakło wytrwałości i wiary, aby z taką samą gorliwością trwać nadal przy Bogu. Świadomy wybór życia w związku
niesakramentalnym, oddzielał mnie od Niego, a niepogłębiana wiedza uleciała. Kiedy przyszło zawrzeć związek małżeński, nastąpił ponowny powrót, były łzy, obiecywanie Bogu poprawy i pokój, który zagościł w moim sercu, a później zwyczajna letniość, spowiedź od chrztu do chrztu kolejnego dziecka. Zwyczajna obrzędowość, niedzielna Msza święta, klepanie z dziećmi paciorków, choinka, „ święcenie” jajek, ot powierzchowna religijność.
Sakrament Pierwszej Komunii Świętej najstarszej córki był czasem w naszym małżeństwie kolejnego dokonania wyboru, zastanowienia się jaką wiarę jej przekazujemy, kiedy sami nie
korzystamy z sakramentów i postanowienie pójścia do spowiedzi. Pojechaliśmy do sąsiedniej parafii, sama spowiedź nie była jakaś szczególna, ale otworzyła moje uszy na słowa, które
kierował do nas ksiądz rekolekcjonista, egzorcysta z Białorusi. Wydawało mi się, że pierwszy raz słyszę w Kościele to co on mówi, o przebaczeniu, uzdrowieniu zranień, zachęcał do odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych i świadomego wyboru Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Żal za grzechy, skrucha, łzy, były dopiero w domu, kiedy zaczęłam z Nim szczerze rozmawiać.
Odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych w Wielką Sobotę sprawiło, że nic nie jest takie jak dawniej. Duch Święty na trwale zamieszkał w moim sercu. To Boże przyciąganie, które odczułam w wieku osiemnastu lat powróciło ze zdwojoną siłą, zaczęłam rozpakowywać
wszystkie dary Ducha Świętego, z których kiedyś wcale nie korzystałam. Dopiero teraz wiem co znaczy kochać Boga i być przez Niego kochanym, nosić trwały pokój w sercu. Co znaczy
pragnąć Go całym sercem i ponad wszystko, myśleć o Nim nieustannie i nie chcieć niczym Go urazić, nie ze strachu, ale z miłości.
Jest we mnie takie pragnienie, aby powiedzieć Księdzu, że Chrystus żyje, szuka prawdziwych przyjaciół, aby odnowić swój Kościół, aby na nowo rozpalić w nim ten płomień, który mieli pierwsi apostołowie, pragnie zażyłości, świętości, nie letniości i rutyny, która wkradła się do Jego Kościoła. Potrzebuje Księdza serca, duszy, rąk, ust, aby tego dokonać.

Co odczuwa kapłan po tylu latach służby Bogu i ludziom? Czy nie dosięgła go ciemność i
beznadzieja, zagubienie sensu tego co robi? Czy został wierny Chrystusowej Ewangelii? Czy zbliżył się do Prawdy, czy od Niej się oddalił? Czy nie odczuwa, że doskwiera mu samotność,
gdy tak naprawdę nie jest sam?
Tak bym chciała wlać w serce każdego kapłana tę Miłość, która mnie wypełnia, która pragnie każdego człowieka uczynić doskonałym odbiciem Boga, drugim Chrystusem, a Księdza
pobudzić do odnowienia zażyłości z Duchem Świętym, On nigdy nas nie zostawia, to my Go opuszczamy, odwracamy się plecami.

Pamiętając o modlitwie
Urszula Myślińska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz