sobota, 8 czerwca 2024

Odważyć się pytać



Ciąg zdarzeń, który skłonił mnie do zabrania głosu na temat: przebłagania, wynagradzania, kapłaństwa, który przewijał się na Fb, zainicjowany przez jedną osobę, która dzieląc się swoim rozumieniem różnych teologiczno kulturowych zawiłości prowokuje do dyskusji innych uczonych w Piśmie... Oczywiście nie jestem żadnym ekspertem, ani kimś wykształconym, kto mógłby być autorytetem, ale mogę opowiedzieć jak ja rozumiem te kwestie z perspektywy własnego doświadczenia  wiary. 

Zbieram się do tego od dwóch dni, aż poczułam się zachęcona przez własnego proboszcza, który lubi zadawać pytania wiernym na temat czytanej Ewangelii podczas Mszy, i tak w czwartek czytany był fragment z Mk 12,28b-34 na temat przykazania miłości. Kiedy zadał pytanie, na który fragment zwróciliśmy uwagę, który zapamiętaliśmy, który wydaje się nam ważny... Odpowiedziałam:"I nikt już nie odważył się Go pytać" . Ksiądz lekko zaskoczony, pyta czy tą odpowiedzią sugeruję, że ma mi pytań nie zadawać? Nie, po prostu to było zdanie, które zapamiętałam, jedyne z całej Ewangelii, bo było na końcu...Uśmiechnął się i zwrócił naszą uwagę na słowa Jezusa, które powiedział do uczonego w Piśmie: " Jezus widząc, że  ROZUMNIE ODPOWIEDZIAŁ, rzekł do niego " Niedaleko jesteś od królestwa Bożego" . Uważa, że wiara powinna być rozumna, że człowiek powinien dociekać jeśli czegoś nie rozumie. Czytać Pismo Święte i poszukać nauczania Kościoła na temat, którego się nie pojmuje... 

Następnego dnia Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa i Ewangelia o przebitym boku Chrystusa

I znowu, pytanie prosto do mnie, na które słowa zwróciłam uwagę, że widzi, że chyba chciałabym odpowiedzieć . Błąd, nie chciałam, z pewnym zmieszaniem odkryłam, że słuchałam czytań jakby jednym uchem, nic mnie nie zastanawiało, na nic nie zwróciłam uwagi, ponieważ od rana wysłuchałam, przeczytałam różnych rozważań do tej Ewangelii, na fb i mam w głowie to o czym mówili inni. Ksiądz prosił, aby powiedzieć o czym mówili. No to ja wyłowiłam z pamięci jakieś fragmenty i mówię, że zapamiętałam, że serce Pana Jezusa pomimo tego, że było już martwe, jakby do niczego nie potrzebne, to po przebiciu włócznią przez Longinusa, wypłynęła z niego krew i woda, i po śmierci stał się cud, bo ten żołnierz widząc to się nawrócił... Wtedy ksiądz zaczął mi dziękować, że o tym powiedziałam, że jest mi bardzo wdzięczny, naprawdę wdzięczny. Nie bardzo wiedziałam za co. Nawiązał do wczorajszego dnia i do tego, o czym mówiliśmy, że wiara powinna być rozumna. Nagle język mu się rozwiązał i już nie pytał tylko sam mówił... Przeczytał fragment z drugiego czytania Listu do Efezjan, o wykonaniu tajemniczego planu ukrytego przed wiekami w Bogu, o Szerokości, Długości, Wysokości i Głębokości miłości Chrystusa, która sięga poza śmierć, że my patrzymy na serduszko, kawałek Chleba i na nim się zatrzymujemy, a  musimy oderwać nasze myśli od tego świata żeby dostrzec tę Głębię...

Może i to co chcę teraz powiedzieć też się na coś komuś przyda... Posiłkowałam się swoimi zapiskami, które robiłam słysząc wewnętrzny głos, bo On dawał mi zrozumienie w różnych sprawach. Nie jest to żadna wyrocznia, ale dla mnie głos przydatny na potrzeby mojej wiary. Lubię rozumieć, choć nie wszystko da się pojąć co dotyczy Boga i Jego zamysłów, pewne zawiłości muszą pozostać kwestią wiary. Bóg objawiając się człowiekowi bazuje na jego zasobach, posiadanej wiedzy, słownictwie, wykorzystuje pojęcia, które są dla niego jakoś zrozumiałe. Czy inny tak samo zrozumie? Niekoniecznie. Nie mówi  jednak czegoś co nie miałoby ciągłości , nie wynikało z pierwotnego objawienia się człowiekowi zawartego w Biblii, język może być różny, ale historia zbawienia niezmienna... Kiedy pojmie się Przykazanie miłości Boga i bliźniego, niedaleko jest człowiek od Królestwa niebieskiego... I w zasadzie całe nasze pojmowanie powinno być nakierowane na zrozumienie czym miłość Boga i bliźniego jest i jak tę wiedzę zastosować w życiu, aby upodobnić się do Chrystusa. 

Z mojej perspektywy, prostego ludu, kwestia nazewnictwa  ma znaczenie drugorzędne, kapłan, ksiądz, prezbiter, to jakby synonimy. Nie używam w zasadzie słowa prezbiter, raczej zamiennie ksiądz i kapłan. Chrystus - Najwyższy Kapłan  w codzienności do budowania relacji z Nim zupełnie takie pojęcie nie jest przeze mnie wykorzystywane. Zwracam się do Niego po Imieniu. No może w pierwsze czwartki miesiąca odmawiając Litanię do Chrystusa Najwyższego Kapłana i Ofiary. I wydaje mi się takim na siłę wprowadzanie pojęcia prezbitera jakoby lepszego pojmowania własnych święceń. Niektórzy księża jasno komunikują, że oni nie są kapłanami... Do mnie Jezus, kiedy mówił o księżach, mówił o kapłanach, nigdy nie powiedział prezbiter choć znałam to słowo, po prostu go nie używałam...Ja nie widzę czegoś niewłaściwego w nazywaniu księży kapłanami. Skoro wszyscy przez Chrzest jesteśmy włączeni m.in.w misję kapłańską Chrystusa, to tym bardziej  święcenia tylko tę misję podnoszą do rangi funkcji, szczególnego namaszczenia. Jeżeli ktoś kto idzie do seminarium, nie ma takiego założenia, że ma być drugim Chrystusem, ani zdrowego pojmowania co to znaczy, to jak mają pojąć inni wierzący, że każdy chrześcijanin, którego jedynym Panem i Zbawicielem jest Jezus, ma być jak Chrystus? I nie ma to przełożenia na doskonałość błędnie pojmowaną, doskonały i Święty jest w nas Chrystus, który nieustannie nas oczyszcza... Niezrozumienie kim jestem w Chrystusie przekłada się na niezrozumienie pojęć używanych przez  ludzi wcześniejszych wieków i zanegowanie tamtego nauczania. 

Dla przykładu wkleję fragmenty, tu akurat o sakramencie pokuty i pojednania

11.04.2018 r.

Rano, na myśl przychodzi mi Sakrament pokuty i pojednania, zaczynam słyszeć słowa, które zapisuję:

- Nastaną czasy, w których taka forma spowiedzi jak jest obecnie nie będzie możliwa. Zbyt mała ilość kapłanów sprawi, że kierownictwo duchowe szeroko pojęte jako nauka penitenta stanie się niemożliwe. Chcę wam pokazać, że niedoskonałości i wady nie zrywają ze Mną komunii, nie wymagają odpuszczenia grzechów przez kapłana, wystarczająca jest skrucha i żal. Ludzie przyszłych czasów będą musieli zdać się na prowadzenie Ducha Świętego. Nauczcie się słuchać Jego głosu. Tam gdzie zabraknie kapłanów, odwrócenie się od grzechów i żal doskonały na nowo przywróci jedność ze Mną, pozwoli Mojemu Duchowi dokonywać zmian w waszych sercach. Nigdy nie odwracam się od grzesznika, który chce do Mnie powrócić. Dopóki macie taką możliwość korzystajcie często z Sakramentu pokuty i pojednania, czekam tam na was.

06.08.2019 r., wtorek

Dzisiaj nad ranem miałam sen. Byłam w kościele, w którym było bardzo dużo osób, jakby czekających na Mszę, nie znałam tego kościoła , nie rozpoznawałam ludzi. W prezbiterium stanął ksiądz Ludwik w białej koszuli i czarnych spodniach i wskazał na konfesjonał po jego lewej stronie, w którym spowiadał jakiś ksiądz, zachęcał aby jeśli ktoś jeszcze nie był u spowiedzi to poszedł. Ja pomyślałam, że te słowa kieruje do mnie, ale czułam też takie pragnienie, wzięłam Michałka za rękę i wyszłam z ławki, przeciskałam się miedzy ludźmi, przeszłam na drugą stronę kościoła w kierunku konfesjonału. Siedział w nim ktoś ubrany na biało, jakby w albie, albo w habicie, ucho miał przyłożone do kratki konfesjonału, słuchał co ktoś właśnie mówił. Była duża kolejka, dziwiłam się że samych dzieci, stanęłam na końcu za chłopcem w krótkiej albie, sama byłam ubrana w jakąś białą sukienkę, miałam związane włosy, na głowie wianek, albo diadem, idąc myślałam nad tym jak długo nie byłam u spowiedzi, co mam powiedzieć, ile to miesięcy, ale nie umiałam policzyć, wiedziałam, że było to przed Wielkanocą. Chciałam przypomnieć sobie grzechy, które muszę wyznać, ale miałam pustkę w głowie, byłam podenerwowana, bo kolejka posuwała się bardzo szybko, a ja nie widziałam grzechów. Wzywałam Ducha Świętego, aby mi pomógł, bo jestem nieprzygotowana. Jedno co wiedziałam to data ostatniej spowiedzi i z tą myślą stanęłam przed konfesjonałem, była moja kolej. Zdziwiłam się, że ten ksiądz nie czeka na mnie z przyłożonym uchem do kratki, ale zaprasza mnie do środka , uśmiecha się do mnie, pokazuje, że mam usiąść koło niego na ławeczce, na której siedzi. Usiadłam, zrobiłam znak krzyża mówiąc w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, on wziął moje dłonie w swoje, uśmiechał się do mnie, patrzył na mnie niebieskimi, pełnymi miłości oczami, a ja zaczęłam mówić, że ostatni raz byłam u spowiedzi przed Wielkanocą, że to zbyt długo, po tych słowach zaczął mi wyjaśnić ,ciepłym głosem, zadając pytania:

Dlaczego myślisz, że spowiedź raz w roku to jakiś twój obowiązek?

Czy Ja tu siedzę ot tak sobie?

Dlaczego miałabyś pozbawiać siebie prawa do błogosławieństwa?

Kiedy zaczęłam szukać w pamięci grzechów, które powinnam wyznać i żaden nie przychodził mi do głowy, obudziłam się, chwilę później zadzwonił budzik – była 4:45

Byłam poruszona, wiedziałam, że tym księdzem, który do mnie mówił, był Jezus, nie wiem jakie jest nauczanie Kościoła w tej sprawie i czy dobrze rozumiem, że kiedy będę miała pragnienie, mogę podejść do kapłana w konfesjonale po błogosławieństwo, nawet gdybym nie wyznała żadnych grzechów, że sam Jezus tam na mnie czeka. Kiedy to zapisuję, płaczę, jestem wzruszona. W ciągu dnia rozmyślam czym się różnią błogosławieństwa udzielane przez kapłana, np. kiedy na zakończenie Mszy świętej błogosławi wszystkich wiernych, od tego indywidualnego, o które jest proszony na osobności. Czy błogosławieństwo udzielone podczas sprawowania sakramentu, ma inną rangę, bo wtedy kapłan jest zjednoczony z Chrystusem? Gdyby był święty nie miałoby to znaczenia, bo świętość zawsze uświęca?

Zastanawiam się teraz co miałam na myśli pisząc, to ostatnie zdanie, bo ono może być niezrozumiałe… Jest zaczerpnięte z myśli Katarzyny Emmerich. Wierzę, że świętość uświęca miejsce, że tak samo jak relikwie, tak samo osoby święte promieniują niewidzialnym światłem, które wpływa na otoczenie. W Piśmie świętym jest mowa o tym, że cień przechodzącego św. Piotra uzdrawiał…

Ten sen pokazywał mi, że sam Jezus czeka na nas w konfesjonale w osobie kapłana, taka jest moja wiara... Nie każdy o tym wie, nie każdy czuje, nie każdy ma bliską relację z Jezusem i czasem jest antyświadectwem, dorastamy do powierzonych nam zadań  czasem powoli, rodzice też nie są doskonali, uczą się swojej roli przy dzieciach... 

Słowo przebłaganie w moich zapiskach jest użyte tylko dwa razy i tow temacie Koronki do Bożego miłosierdzia , którą zmawiałam, jej treść nie jest oderwana od nauczania zawartego w Piśmie Świętym

W 1J2, 2 "On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy i nie tylko nasze, lecz również za grzechy całego świata"

Nie wychodzę od zanegowania pojęcia, ale wytłumaczenia go w odniesieniu do miłości Boga i miłości bliźniego...

Przebłaganie wiąże się dla mnie ściśle ze wstawiennictwem... Przebłagać to jak prosić usilnie za kogoś, wstawiać się za niego u Ojca. Za poniesioną niesprawiedliwość, której należało by zadośćuczynić, wyrównać poniesioną "stratę",  Chrystus błaga za światem , skorzystają z tego Ci, którzy się do Niego uciekają, stąd takie słownictwo o wykupieniu.  Ze względu na Jego niesprawiedliwe cierpienie, sprawiedliwym jest zadośćuczynienie, Jezus nie dochodzi tej sprawiedliwości, dzięki niemu "rodzi się"  miłosierdzie... My mamy również upodobnić się w miłości do Jezusa, być gotowym do złożenia z siebie ofiary Bogu , dla mnie to oddać Mu się na wyłączność, kochać Go całym sercem... Wszystko sprowadza się znowu do miłości...

20.10.2016

Przed Mszą Świętą zapragnęłam stać się ofiarą miłą Bogu i dołączyć się do ofiary Jezusa, ale zaczęłam się wahać, wtedy usłyszałam słowa:

- No powiedz to, nie bój się, dusza ofiara to nie cierpiętnik. Nie spadną na ciebie wszystkie cierpienia świata, dałem ci tylko kropelkę. Ofiara dobrowolnie składana daje szczęście i radość.

Powiedziałam wtedy:

- Jezu, oddaję Ci całe moje życie, moje ciało i duszę, uczyń ze mnie ofiarę miłą Bogu.

 



niedziela, 28 kwietnia 2024

Ładna sukienka, godność


                     Obudziła się myślińska rano, 06:30 zadzwonił budzik, i rozmyśla o Bogu, człowieku, Kościele... O własnym doświadczeniu, rozumieniu różnych czuć, obrazów i burzy, która się rozpętała wokół mnie, zaraz po dniu, gdy Bóg przypomniał mi zawarte z Nim przymierze...

Czytałam kilka dni wcześniej fragmenty z pism Jana od Krzyża, gdy szukałam czegoś na temat wypowiadanych słów... Są ważne dla mojego rozważania, bo wracały jak migawka przywoływana z pamięci( na zielono), łączyły ze słuchaną treścią. Oto one:

[por. Łk 24,21; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.256] Rozumienie słów Bożych jest tak trudne, że nawet wśród uczniów Chrystusa, którzy przecież z Nim przebywali, byli błądzący. Np. owi dwaj uczniowie, którzy po śmierci Pana szli do miasteczka Emaus. Byli smutni i wątpili - mówiąc: Nos autem sperabamus quod ipse esset redempturus Israel; “A myśmy się spodziewali, że On miał odkupić Izraela” (Łk 24,21). Mniemali oczywiście, że miało to być odkupienie i panowanie doczesne. Chrystus, nasz Zbawiciel, ukazując się im w drodze, wypomniał im ich głupotę i lenistwo serca ku wierzeniu w to, co napisali prorocy (Łk 24,25). Nawet w chwili Jego wniebowstąpienia byli jeszcze tacy, którzy w swym niezrozumieniu pytali Go: Domine, si in tempore hoc restitues Regnum IsraeH; “Panie, czy teraz odbudujesz królestwo Izraela?” (Dz 1,6).

[por. J 11,50; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.256] Duch Święty tchnie w liczne słowa inne znaczenie aniżeli to, które ludzie pojmują. Np. słowa Kajfasza o Chrystusie: “Lepiej jest, aby jeden człowiek umarł za lud, niż żeby cały naród miał zginąć” (J 11,50). Nie mówił tego sam z siebie, mówiąc zaś miał na myśli co innego niż Duch Święty. Widać z tego, że choćby objawienia i słowa były od Boga, my nie możemy być pewni ich znaczenia. Łatwo bowiem i wielce możemy pobłądzić w sposobie ich pojmowania, jako że są one przepaścią i głębokością ducha. Chcieć je ograniczyć do tego, co z nich rozumiemy i co mogą pojąć zmysły, to nic innego, jak chcieć ręką uchwycić powietrze i ująć pył w nim się unoszący. Powietrze rozwiewa się i ręka zostaje próżna.

[por. J 14,26; J 12,16 Św. Jan od Krzyża, Droga, s.259-260]    Podobnie postępował Chrystus ze swoimi uczniami, mówiąc wiele przypowieści i zdań, których znaczenia nie rozumieli aż do czasu, w którym mieli je innym głosić, to jest do chwili zstąpienia na nich Ducha Świętego. On to, według słów Chrystusa, miał im wyjaśnić wszystko, cokolwiek mówił do nich Chrystus w czasie swojego życia (J 14,26). Tak na przykład św. Jan mówi o wjeździe Chrystusa do Jerozolimy: Haec non cognoverunt discipuli eius primum; sed quando glorificatus est Jesus, tunc recordati sunt quia haec erant scripta de eo; “Tego z początku nie rozumieli uczniowie Jego, ale gdy był Jezus uwielbiony, wówczas przypomnieli sobie, że tak było o Nim napisane” (J 12,16). Przez duszę przechodzi więc wiele rzeczy Bożych, nawet bardzo niezwykłych, których ani ona sama, ani jej kierownik nie zrozumie aż do właściwego czasu.

[por. Mt 18,20; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.274] Potwierdza to Ewangelia: Ubi fuerint duo vel tres congregati in nomine meo, ibi sum ego in medio eorum;Gdzie bowiem dwaj albo trzej są zgromadzeni w imię moje, tam ja jestem pośród nich” (Mt 18,20), to jest: Rozjaśniam i umacniam w ich sercach prawdy Boże. Trzeba podkreślić, że nie powiedział Chrystus: “gdzie jest jeden”, tam ja jestem, ale: jestem tam, gdzie jest przynajmniej “dwóch”. Dał nam zrozumieć, że nie powinniśmy zachowywać dla siebie tego, co nam Bóg udzielił, ani się w tym upewniać bez zasięgnięcia rady i potwierdzenia Kościoła czy jego sług. Prawda bowiem nie rozjaśni się i nie umocni w sercu osamotnionego i dlatego zostanie w niej słaby i zimny.

 

Pierwsze i najważniejsze  połączenie,  to moje ostatnie doświadczenie, obrazy jedności w Chrystusie i komentarz ks. Adama Pawlaszczyka do dzisiejszej Ewangelii odsłuchany w nocy na stronie Radia eM. Opowiedział mi on w zasadzie to samo, po "męsku"😊 odnosząc się do biblijnych przykładów... 

To jego komentarz:

 Historia miłości pomiędzy Panem Bogiem i człowiekiem jest bardzo piękna. I pełna pięknych obrazów. Gdzieś u początków tej historii, w trzecim rozdziale Księgi Wyjścia opisane jest spotkanie Mojżesza z Bogiem u podnóża góry Horeb. „Wtedy ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka krzewu. [Mojżesz] widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego. Wtedy Mojżesz powiedział do siebie: «Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala?»”. Niedługo potem nastąpi jedna z najważniejszych chwil w dziejach Ludu Bożego: Bóg objawi Mojżeszowi swoje imię. Tak tajemnicze i święte, że nie będzie wolno go wymawiać. W dzisiejszej Ewangelii Jezus mówi uczniom, że jest krzewem, oni zaś latoroślami. I dodaje: „Trwajcie we Mnie, a Ja w was będę trwać. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – jeżeli nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie”. Co prawda ogień jest w tej nauce Jezusa przedstawiony jako ten, co spala nie przynoszące owocu latorośle, ale rozmyślając nad tą nauką nie potrafię przestać myśleć, że ten krzew, którym jest cały Kościół również musi płonąć. Ogniem, który nie spala – ogniem Ducha Świętego. Wszczepieni w krzew nie zapominajmy o tym, że kiedy Duch Święty zapłonął nad uczniami w postaci ognistych języków, Kościół zaczął pełnić swoją misję i rozprzestrzeniać na cały świat wiarę w Zmartwychwstałego. Ufajmy Mu i nie bójmy się ognia, który choć płonie nie niszczy, wręcz przeciwnie – nie pozwólmy mu zgasnąć.

 Radość to wielka dla mnie, że zrozumienie przyszło w swoim czasie... 😊

Potem zaczęłam słuchać  komentarza o. Krzysztofa Pałysa, również do dzisiejszej Ewangelii, nie ma tekstu z nagrania, jest na You Tube. We wstępie napisał:

"Kiedy coś nam się w życiu układa i ludzie zaczynają nas chwalić, to wówczas może pojawić się myśl: „Przecież ja wcale taki zwyczajny nie jestem”.
Tego właśnie chce diabeł, napompować w nas próżność, poczucie lepszości, aby w konsekwencji człowiek wyniósł się nie tylko nad innych, ale i nad Boga. A chwałę zaczął przypisywać sobie.
Jeżeli gałązki są przywiązane sznurkiem do pnia to w końcu odpadną. Zostaną jedynie te gałązki, które są wszczepione w pień Chrystusowy.
***
O największym marzeniu kaznodziei…"

 

Przemyślenia moje dotyczyły pokory, a powędrowały w nieco odmiennym kierunku, niż przykłady podawane przez o. Krzysztofa... Nie żebym się nie zgadzała z tym o czym mówił, bo to wszystko prawda, ale niepełna. Odnosił się do swojego życia , zakonnika i księdza. Kogoś, kto cieszy się uznaniem a ludzie nie szczędzą mu pochwał. On jednak wie, że chwała cała należy się Bogu, wie, że należy siebie umniejszać, aby On był wywyższony i nie przypisywać zasług sobie,bo one są łaską...

Należy jednak dodać, że pokora zawsze odnosi się do prawdy i należy mieć o sobie taką miarę jaką ma o nas Bóg... Pokorą też może być przyjęcie czyjejś pochwały bez zaprzeczania swojej wartości, świętości, którą widzi ktoś inny... Bóg nie pozwoli swojemu uczniowi popaść w pychę, dopuści również upokorzenia, aby właściwa miara była zachowana...😊

Mówię to z perspektywy własnego doświadczenia... A przypomniał mi się czas pandemii, w którym to miałam na pieńku z własnym proboszczem ze względu na nie noszenie maseczki, a metody wymuszenia na mnie noszenia jej były paskudne. Byliśmy w otwartym konflikcie, a z ambony padały słowa pod moim adresem, które mnie obrażały...

Po jednej aluzji na ambonie, skierowanej w moim kierunku, jak odczytałam, o szemraniu przeciw Mojżeszowi, napisałam do księdza list, na który zareagował dzwoniąc do mnie, a wcześniej mu się to nie zdarzało. Chyba go to dotknęło szczególnie... To nie była przyjemna rozmowa w moim odbiorze, ale wartościowa o tyle, że zrozumiałam po niej co znaczyły usłyszane przez ze mnie chwilę wcześniej słowa. Telefon zadzwonił w trakcie jak się modliłam...

24.03.2021 r., środa

Usłyszałam słowa:

- Zdejmę z ciebie te łachy, a założę ci ładną sukienkę.

Zaczęłam wsłuchiwać się w ten głos, kiedy zadzwonił telefon, odebrałam, dzwonił ksiądz Ludwik. Zaczął mi zadawać pytania odnośnie mojego maila : „co jest ważniejsze prawo, czy godność człowieka, co to jest godność.” Nie rozumiałam o co mu chodzi, usztywniłam się. Myślałam, że dzwoni, aby mi znowu coś zarzucić. Przemawiał w takim nauczycielskim tonie, że widzi, że nie mam pojęcia o czym piszę, bo cały czas odnoszę się do prawa, a najważniejsza jest godność człowieka, o czym pisał Jan Paweł II. Odnosiłam się do prawa, bo ksiądz zachowywał się jak legalista, pisałam o moim odczuciu, wewnętrznym sprzeciwie. Nie opisuję życia definicjami, nie umiem tego robić, nie znam ich.

Ten telefon potwierdził usłyszane wcześniej słowa. Ta ładna sukienka, to właśnie poczucie własnej wartości, szacunek do samego siebie, godność…

 A list był następującej treści:

Szczęść Boże Księże Ludwiku,

Myślę dzisiaj od rana nad tym szemraniem przeciw Mojżeszowi, które mi Ksiądz zarzuca… Co Ksiądz przez to rozumie. Czy rzeczywiście szemrzę?… Krytykuję czasami to co Ksiądz mówi, jestem szczera w wyrażaniu swoich opinii i nie wyobrażam sobie, że mogłabym być inna  również w rozmowie ,  nikogo nie podburzam do buntu przeciwko Księdzu i Kościołowi, niejednokrotnie usprawiedliwiam. Chcę jednać a nie dzielić. Żałuję czasem, że daję się sprowokować i wejść z Księdzem w dyskusję w obecności zgromadzonych na Mszy parafian… I tak później mi się zbiera, że jestem pyskata, nieposłuszna, konfrontacyjna… Jestem szczera, prawdziwa, emocjonalna, co mam w sercu to też na ustach…

To tyle jeśli chodzi o szemranie jako szemranie, a teraz o kwestię posłuszeństwa, która jak myślę, była zawarta w tym zarzucie… Wymaga Ksiądz ode mnie czegoś, czego nie mogę zrobić ze względu na własne przekonania, na prawdę, w którą wierzę. Nie buntuję się przeciw Księdzu, ale przeciw narzuconym nam przez państwo restrykcjom, które uważam za bezzasadne, bezprawne i zniewalające ludzi…

Tak się Ksiądz zacietrzewił w tej chęci podporządkowania mnie sobie, że robi Ksiądz to w coraz okrutniejszy sposób, publicznie, stając się moim prześladowcą. Bezduszne przepisy  bezprawnego rozporządzenia są bardziej ludzkie niż Ksiądz, dopuszczają wyłączenia z noszenia masek, Ksiądz nie. Wszyscy mają być „ jednością”, a kto się wyłamuje jest przemądrzałym głupkiem, który pluje innym w twarz, takich należało by karać… Taka jest Księdza retoryka… Nie do przyjęcia przeze mnie. Zawsze buntowałam się przed tymi, którzy siłowo , bądź za pomocą wywieranej presji chcieli wymusić na mnie określone zachowanie, to się we mnie nie zmieniło, byłam trudnym dzieckiem, a teraz bardzo mi się to przydaje, bo aby stać po stronie prawdy i jej bronić należy być odważnym… Nie podoba mi się, że ktoś zarzuca mi bark miłości do bliźniego stosując emocjonalny szantaż… Kocham bliźniego jak siebie samego… Nie pluję nikomu w twarz, rozumiem, że ktoś może się bać, unikam z takimi osobami bliskiego kontaktu, wszyscy wiedzą, że jestem bez maski, nie muszą koło mnie siadać. Noszę przy sobie dokument, który dopuszczają obowiązujące przepisy do nienoszenia maski, nie muszę się nikomu tłumaczyć, a okazywać go mam obowiązek określonym służbom…  Nie do takiego obrazu Bożego dziecka w nas zmierzamy, jaki chce Ksiądz mi zaproponować. Bóg nie jest tyranem, jest czuły, troskliwy, kochający, wyrozumiały… A jedność chrześcijan jest jednością ducha, a nie litery i dopóki nie będzie w nas tej jednoczącej miłości, dopóty nie będziemy jednością, choćbyśmy podporządkowywali się wszystkim przepisom kościelnym. Jedność to nie jednolitość, ona zawiera się też w różnorodności, która jest bogactwem Kościoła. Nigdy nie będziemy jednością w poglądach, to jest prawie niemożliwe, dzieli nas posiadana wiedza, różnica wieku, doświadczenie, płeć, sposób odbierania różnych rzeczy, ale serce i rozum są sobie nawzajem potrzebne… Bez serca stajemy się bezduszni, niewrażliwi, a bez rozumu infantylni…

Staram się wczuć w to co Ksiądz przeżywa, choć jest mi trudno, bo sama noszę w sercu żal, który powraca do mnie, jak coś niechcianego, dręczy mnie, sprawia, że zaczynam obudowywać swoje serce  pancerzem, aby stać się nieczuła na to co Ksiądz mówi.  To diabeł sprawia, a jeśli we mnie to i w Księdzu. Przecież on robi wszystko żeby nas podzielić… Jeśli Bóg ma jakiś plan do zrealizowania, to niemożliwym jest, aby nie było przeszkód…

Proszę  rozważyć to co napisałam , jeśli oczekuje Ksiądz bezwzględnego podporządkowania  swoim poglądom to niestety nie mogę się im podporządkować. Jezus tego ode mnie nie oczekuje, a zdarzyło mi się, że mnie o takie prosił i nie miałam problemów aby pójść za tym głosem… Nie rozumiem takiego posłuszeństwa…

Poniżej tekst lekarza, którego opinię podzielam, obserwuję go na Facebooku… Wysyłałam Księdzu kiedyś jego artykuły, sam przechodził covid ciężko, był hospitalizowany, nie sprawdzałam czy nadal jest ordynatorem szpitala covidowego w Jastrzębiu Zdroju, bo takie mam ostatnie informacje, jest praktykiem…

Nie on jeden podważa działania narzucane nam przez rządy, są inni lekarze, naukowcy, epidemiolodzy, wirusolodzy, naukowcy… i nie są to niedouczone głupki, którym brakuje wiedzy, po prostu nie wpisują się w główny nurt…

Ściskam w Panu

Ulka

Godność człowieka jest łamana w świecie , biedny, upokarzany człowiek , nie potrzebuje  się bardziej  uniżać, potrzebuje pochwały, docenienia, jest cenny w oczach Boga. I Ksiądz, czy zakonnik również potrzebuje czuć się doceniony, wywyższony, oczywiście , że z Chrystusem. Jego miłość wywyższa, nie poniża. A pokorą jest wiedzieć, że jesteś wielki w oczach Boga, jeśli Chrystus w Tobie mieszka...

Błogosławię