Ciąg zdarzeń, który skłonił mnie do zabrania głosu na temat: przebłagania, wynagradzania, kapłaństwa, który przewijał się na Fb, zainicjowany przez jedną osobę, która dzieląc się swoim rozumieniem różnych teologiczno kulturowych zawiłości prowokuje do dyskusji innych uczonych w Piśmie... Oczywiście nie jestem żadnym ekspertem, ani kimś wykształconym, kto mógłby być autorytetem, ale mogę opowiedzieć jak ja rozumiem te kwestie z perspektywy własnego doświadczenia wiary.
Zbieram się do tego od dwóch dni, aż poczułam się zachęcona przez własnego proboszcza, który lubi zadawać pytania wiernym na temat czytanej Ewangelii podczas Mszy, i tak w czwartek czytany był fragment z Mk 12,28b-34 na temat przykazania miłości. Kiedy zadał pytanie, na który fragment zwróciliśmy uwagę, który zapamiętaliśmy, który wydaje się nam ważny... Odpowiedziałam:"I nikt już nie odważył się Go pytać" . Ksiądz lekko zaskoczony, pyta czy tą odpowiedzią sugeruję, że ma mi pytań nie zadawać? Nie, po prostu to było zdanie, które zapamiętałam, jedyne z całej Ewangelii, bo było na końcu...Uśmiechnął się i zwrócił naszą uwagę na słowa Jezusa, które powiedział do uczonego w Piśmie: " Jezus widząc, że ROZUMNIE ODPOWIEDZIAŁ, rzekł do niego " Niedaleko jesteś od królestwa Bożego" . Uważa, że wiara powinna być rozumna, że człowiek powinien dociekać jeśli czegoś nie rozumie. Czytać Pismo Święte i poszukać nauczania Kościoła na temat, którego się nie pojmuje...
Następnego dnia Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa i Ewangelia o przebitym boku Chrystusa
I znowu, pytanie prosto do mnie, na które słowa zwróciłam uwagę, że widzi, że chyba chciałabym odpowiedzieć . Błąd, nie chciałam, z pewnym zmieszaniem odkryłam, że słuchałam czytań jakby jednym uchem, nic mnie nie zastanawiało, na nic nie zwróciłam uwagi, ponieważ od rana wysłuchałam, przeczytałam różnych rozważań do tej Ewangelii, na fb i mam w głowie to o czym mówili inni. Ksiądz prosił, aby powiedzieć o czym mówili. No to ja wyłowiłam z pamięci jakieś fragmenty i mówię, że zapamiętałam, że serce Pana Jezusa pomimo tego, że było już martwe, jakby do niczego nie potrzebne, to po przebiciu włócznią przez Longinusa, wypłynęła z niego krew i woda, i po śmierci stał się cud, bo ten żołnierz widząc to się nawrócił... Wtedy ksiądz zaczął mi dziękować, że o tym powiedziałam, że jest mi bardzo wdzięczny, naprawdę wdzięczny. Nie bardzo wiedziałam za co. Nawiązał do wczorajszego dnia i do tego, o czym mówiliśmy, że wiara powinna być rozumna. Nagle język mu się rozwiązał i już nie pytał tylko sam mówił... Przeczytał fragment z drugiego czytania Listu do Efezjan, o wykonaniu tajemniczego planu ukrytego przed wiekami w Bogu, o Szerokości, Długości, Wysokości i Głębokości miłości Chrystusa, która sięga poza śmierć, że my patrzymy na serduszko, kawałek Chleba i na nim się zatrzymujemy, a musimy oderwać nasze myśli od tego świata żeby dostrzec tę Głębię...
Może i to co chcę teraz powiedzieć też się na coś komuś przyda... Posiłkowałam się swoimi zapiskami, które robiłam słysząc wewnętrzny głos, bo On dawał mi zrozumienie w różnych sprawach. Nie jest to żadna wyrocznia, ale dla mnie głos przydatny na potrzeby mojej wiary. Lubię rozumieć, choć nie wszystko da się pojąć co dotyczy Boga i Jego zamysłów, pewne zawiłości muszą pozostać kwestią wiary. Bóg objawiając się człowiekowi bazuje na jego zasobach, posiadanej wiedzy, słownictwie, wykorzystuje pojęcia, które są dla niego jakoś zrozumiałe. Czy inny tak samo zrozumie? Niekoniecznie. Nie mówi jednak czegoś co nie miałoby ciągłości , nie wynikało z pierwotnego objawienia się człowiekowi zawartego w Biblii, język może być różny, ale historia zbawienia niezmienna... Kiedy pojmie się Przykazanie miłości Boga i bliźniego, niedaleko jest człowiek od Królestwa niebieskiego... I w zasadzie całe nasze pojmowanie powinno być nakierowane na zrozumienie czym miłość Boga i bliźniego jest i jak tę wiedzę zastosować w życiu, aby upodobnić się do Chrystusa.
Z mojej perspektywy, prostego ludu, kwestia nazewnictwa ma znaczenie drugorzędne, kapłan, ksiądz, prezbiter, to jakby synonimy. Nie używam w zasadzie słowa prezbiter, raczej zamiennie ksiądz i kapłan. Chrystus - Najwyższy Kapłan w codzienności do budowania relacji z Nim zupełnie takie pojęcie nie jest przeze mnie wykorzystywane. Zwracam się do Niego po Imieniu. No może w pierwsze czwartki miesiąca odmawiając Litanię do Chrystusa Najwyższego Kapłana i Ofiary. I wydaje mi się takim na siłę wprowadzanie pojęcia prezbitera jakoby lepszego pojmowania własnych święceń. Niektórzy księża jasno komunikują, że oni nie są kapłanami... Do mnie Jezus, kiedy mówił o księżach, mówił o kapłanach, nigdy nie powiedział prezbiter choć znałam to słowo, po prostu go nie używałam...Ja nie widzę czegoś niewłaściwego w nazywaniu księży kapłanami. Skoro wszyscy przez Chrzest jesteśmy włączeni m.in.w misję kapłańską Chrystusa, to tym bardziej święcenia tylko tę misję podnoszą do rangi funkcji, szczególnego namaszczenia. Jeżeli ktoś kto idzie do seminarium, nie ma takiego założenia, że ma być drugim Chrystusem, ani zdrowego pojmowania co to znaczy, to jak mają pojąć inni wierzący, że każdy chrześcijanin, którego jedynym Panem i Zbawicielem jest Jezus, ma być jak Chrystus? I nie ma to przełożenia na doskonałość błędnie pojmowaną, doskonały i Święty jest w nas Chrystus, który nieustannie nas oczyszcza... Niezrozumienie kim jestem w Chrystusie przekłada się na niezrozumienie pojęć używanych przez ludzi wcześniejszych wieków i zanegowanie tamtego nauczania.
Dla przykładu wkleję fragmenty, tu akurat o sakramencie pokuty i pojednania
11.04.2018 r.
Rano, na myśl przychodzi mi Sakrament pokuty i pojednania, zaczynam słyszeć słowa, które zapisuję:
- Nastaną czasy, w których taka forma spowiedzi jak jest obecnie nie będzie możliwa. Zbyt mała ilość kapłanów sprawi, że kierownictwo duchowe szeroko pojęte jako nauka penitenta stanie się niemożliwe. Chcę wam pokazać, że niedoskonałości i wady nie zrywają ze Mną komunii, nie wymagają odpuszczenia grzechów przez kapłana, wystarczająca jest skrucha i żal. Ludzie przyszłych czasów będą musieli zdać się na prowadzenie Ducha Świętego. Nauczcie się słuchać Jego głosu. Tam gdzie zabraknie kapłanów, odwrócenie się od grzechów i żal doskonały na nowo przywróci jedność ze Mną, pozwoli Mojemu Duchowi dokonywać zmian w waszych sercach. Nigdy nie odwracam się od grzesznika, który chce do Mnie powrócić. Dopóki macie taką możliwość korzystajcie często z Sakramentu pokuty i pojednania, czekam tam na was.
06.08.2019 r., wtorek
Dzisiaj nad ranem miałam sen. Byłam w kościele, w którym było bardzo dużo osób, jakby czekających na Mszę, nie znałam tego kościoła , nie rozpoznawałam ludzi. W prezbiterium stanął ksiądz Ludwik w białej koszuli i czarnych spodniach i wskazał na konfesjonał po jego lewej stronie, w którym spowiadał jakiś ksiądz, zachęcał aby jeśli ktoś jeszcze nie był u spowiedzi to poszedł. Ja pomyślałam, że te słowa kieruje do mnie, ale czułam też takie pragnienie, wzięłam Michałka za rękę i wyszłam z ławki, przeciskałam się miedzy ludźmi, przeszłam na drugą stronę kościoła w kierunku konfesjonału. Siedział w nim ktoś ubrany na biało, jakby w albie, albo w habicie, ucho miał przyłożone do kratki konfesjonału, słuchał co ktoś właśnie mówił. Była duża kolejka, dziwiłam się że samych dzieci, stanęłam na końcu za chłopcem w krótkiej albie, sama byłam ubrana w jakąś białą sukienkę, miałam związane włosy, na głowie wianek, albo diadem, idąc myślałam nad tym jak długo nie byłam u spowiedzi, co mam powiedzieć, ile to miesięcy, ale nie umiałam policzyć, wiedziałam, że było to przed Wielkanocą. Chciałam przypomnieć sobie grzechy, które muszę wyznać, ale miałam pustkę w głowie, byłam podenerwowana, bo kolejka posuwała się bardzo szybko, a ja nie widziałam grzechów. Wzywałam Ducha Świętego, aby mi pomógł, bo jestem nieprzygotowana. Jedno co wiedziałam to data ostatniej spowiedzi i z tą myślą stanęłam przed konfesjonałem, była moja kolej. Zdziwiłam się, że ten ksiądz nie czeka na mnie z przyłożonym uchem do kratki, ale zaprasza mnie do środka , uśmiecha się do mnie, pokazuje, że mam usiąść koło niego na ławeczce, na której siedzi. Usiadłam, zrobiłam znak krzyża mówiąc w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, on wziął moje dłonie w swoje, uśmiechał się do mnie, patrzył na mnie niebieskimi, pełnymi miłości oczami, a ja zaczęłam mówić, że ostatni raz byłam u spowiedzi przed Wielkanocą, że to zbyt długo, po tych słowach zaczął mi wyjaśnić ,ciepłym głosem, zadając pytania:
Dlaczego myślisz, że spowiedź raz w roku to jakiś twój obowiązek?
Czy Ja tu siedzę ot tak sobie?
Dlaczego miałabyś pozbawiać siebie prawa do błogosławieństwa?
Kiedy zaczęłam szukać w pamięci grzechów, które powinnam wyznać i żaden nie przychodził mi do głowy, obudziłam się, chwilę później zadzwonił budzik – była 4:45
Byłam poruszona, wiedziałam, że tym księdzem, który do mnie mówił, był Jezus, nie wiem jakie jest nauczanie Kościoła w tej sprawie i czy dobrze rozumiem, że kiedy będę miała pragnienie, mogę podejść do kapłana w konfesjonale po błogosławieństwo, nawet gdybym nie wyznała żadnych grzechów, że sam Jezus tam na mnie czeka. Kiedy to zapisuję, płaczę, jestem wzruszona. W ciągu dnia rozmyślam czym się różnią błogosławieństwa udzielane przez kapłana, np. kiedy na zakończenie Mszy świętej błogosławi wszystkich wiernych, od tego indywidualnego, o które jest proszony na osobności. Czy błogosławieństwo udzielone podczas sprawowania sakramentu, ma inną rangę, bo wtedy kapłan jest zjednoczony z Chrystusem? Gdyby był święty nie miałoby to znaczenia, bo świętość zawsze uświęca?
Zastanawiam się teraz co miałam na myśli pisząc, to ostatnie zdanie, bo ono może być niezrozumiałe… Jest zaczerpnięte z myśli Katarzyny Emmerich. Wierzę, że świętość uświęca miejsce, że tak samo jak relikwie, tak samo osoby święte promieniują niewidzialnym światłem, które wpływa na otoczenie. W Piśmie świętym jest mowa o tym, że cień przechodzącego św. Piotra uzdrawiał…
Ten sen pokazywał mi, że sam Jezus czeka na nas w konfesjonale w osobie kapłana, taka jest moja wiara... Nie każdy o tym wie, nie każdy czuje, nie każdy ma bliską relację z Jezusem i czasem jest antyświadectwem, dorastamy do powierzonych nam zadań czasem powoli, rodzice też nie są doskonali, uczą się swojej roli przy dzieciach...
Słowo przebłaganie w moich zapiskach jest użyte tylko dwa razy i tow temacie Koronki do Bożego miłosierdzia , którą zmawiałam, jej treść nie jest oderwana od nauczania zawartego w Piśmie Świętym
W 1J2, 2 "On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy i nie tylko nasze, lecz również za grzechy całego świata"
Nie wychodzę od zanegowania pojęcia, ale wytłumaczenia go w odniesieniu do miłości Boga i miłości bliźniego...
Przebłaganie wiąże się dla mnie ściśle ze wstawiennictwem... Przebłagać to jak prosić usilnie za kogoś, wstawiać się za niego u Ojca. Za poniesioną niesprawiedliwość, której należało by zadośćuczynić, wyrównać poniesioną "stratę", Chrystus błaga za światem , skorzystają z tego Ci, którzy się do Niego uciekają, stąd takie słownictwo o wykupieniu. Ze względu na Jego niesprawiedliwe cierpienie, sprawiedliwym jest zadośćuczynienie, Jezus nie dochodzi tej sprawiedliwości, dzięki niemu "rodzi się" miłosierdzie... My mamy również upodobnić się w miłości do Jezusa, być gotowym do złożenia z siebie ofiary Bogu , dla mnie to oddać Mu się na wyłączność, kochać Go całym sercem... Wszystko sprowadza się znowu do miłości...
20.10.2016
Przed Mszą Świętą zapragnęłam stać się ofiarą miłą Bogu i dołączyć się do ofiary Jezusa, ale zaczęłam się wahać, wtedy usłyszałam słowa:
- No powiedz to, nie bój się, dusza ofiara to nie cierpiętnik. Nie spadną na ciebie wszystkie cierpienia świata, dałem ci tylko kropelkę. Ofiara dobrowolnie składana daje szczęście i radość.
Powiedziałam wtedy:
- Jezu, oddaję Ci całe moje życie, moje ciało i duszę, uczyń ze mnie ofiarę miłą Bogu.